Mroźna zima na początku styczna. Siedzę przy oknie i oglądam dzieci bawiące się z rodzicami. Było bardzo zimno chodź słońce wychodziła zza chmur to wiał chłodny wiatr. Mróz, jak i pruszący śnieg przyprawiały ludzi o dreszcze. Nie było ani chwili wytchnienia od nadmiaru puszystego puchu.
Przyłożyłam dłoń do szyby gdzie malowały się od zimna przeróżne wzory. Wyglądało to wspaniale, każdy wyglądał inaczej. Wszystko było takie różne tej zimy. Dzieci bawiły się na polanie gdzie był zamarznięty staw. Nie było to daleko ale mój kochany tata nie chciałby, aby mi się coś stało. Każe mi siedzieć w domu, czego nie znosiłam. Kocham go, nie przeszkadza mi że jest przyszywany. Nie potrafiłabym się teraz go wyrzec. Słucham się go, ale czasem doprowadza mnie do szaleństwa przez te jego prace. Ona jest dla iego ważna. Nic więcej. Chociaż ja z mamą też jesteśmy ważne.
Popatrzyłam na wnętrze pokoju. Nic w nim nie zmieniałam. Ściany fioletowo-szare, sufit biały. Obok okna duże dwu osobowe łóżko ze srebrem i czernią. Pościel koloru kruka. W drugim koncie pokoju stały dwa czarne fotele i szklany stolik. Jedna duża szafa, biurko z potrzebnymi przyborami a nad nim szafka z książkami. Były też dwie pary drzwi. Jedne prowadziły do łazienki a drugie na korytarz. Miałam do tego zgaszone światło. Wszystko wyglądało jakbym siedziała tylko w mroku. To był mój świat. Tu mogła o wszystkim myśleć inaczej.
Czułam jakby z tym pomieszczeniem łączyła mnie jakaś więź. Ten mrok był dla mnie czymś wspaniałym. Tutaj czułam się błogo i mogłam przesiadywać tu całą wieczność.
Przeniosłam z powrotem wzrok na staw i dzieci. Podciągnęłam do siebie nogi i patrzyłam jak rodzice ze swoimi maluchami lepią bałwany. W tym wieku przeżyłam wiele. Straciłam rodziców, byłam wyśmiewana przez dzieci w sierocińcu, nie chciały się ze mną bawić. Miałam już wtedy swoje zajęcia. Nauczyłam się czytać i pisać. Opiekunkom nigdy się nie podobało że jestem sama i nie mam nikogo. Nie robiłam z tego wielkiego problemu. Każdy przecież w swoim życiu ma gorsze wspomnienia. Ja mam ich naprawde wiele. Teraz wszystko się zmieniło. Nie będzie tak jak kiedyś. Będe tego unikała. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Nie zmieniłam się jeszcze tak całkowicie. Mam w sobie jeszcze taką mroczną stronę mnie.
Moje dawne cele których nie zrealizuje? Dlaczego ? Nie potrafiła bym.
One były i nadal są moją mroczną stroną.Nikt o tym nie wie. Nawet najbliżsi. Nie mogli się dowiedzieć. Od razu wysłali by mnie do psychiatryka albo do jakieś izolatki.
Zabić się, albo zabijać inne osoby. Kto w takim młodym wieku myślałby o takich rzeczach. A miałam wtedy zaledwie 6 lat. Żadne dziecko o takich motywach by nie myślało, zabić wszystkich, stać cała we krwi i śmiać się jak idiotka. Nocami śniło mi się jak zabijam innych i jak zabijają mnie. Na szczęście te sny już minęły.
Lecz sny a myśli to co innego ! W myślach dalej pojawiały się te sceny.
Czasem chce się zabić. Często się cięłam i dalej to robię nawet jeśli mam kochającą mnie rodzinę. Nawet jeżeli jest przyszywana.
Podwinęłam rękawy i spojrzałam na moje nadgarstki. Były na nich blizny po głębokich cięciach. Często lądowałam w szpitalu. Potem słuchałam kazań od ojca.
Zacisnęłam dłonie i oparłam głowę o ścianę. Usłyszałam pukanie.
-Proszę.-powiedziałam cicho ale tak aby dało się usłyszeć. Do pomieszczenia wpadło światło a ja gwałtownie zakryłam oczy. Gdy przyzwyczaiłam się do światła zobaczyłam dobrze zbudowanego mężczyznę w drzwiach. Miał na sobie granatową koszule i ciemne jeansy. Po prawej stronie miał przyczepioną kaburę z pistoletem co oznaczało że jest policjantem. Szukał kryminalistów , a za jednym najbardziej, nawet nie wiem czemu.
-Znowu po ciemku siedzisz ?- spytał i próbował zapalić światło lecz nie działało- Czemu nie mówisz że światła nie masz ?- Nie chciałam mu mówić bo dobrze mi się tak siedziało przez te parę dni. Wyszedł na chwilę a po chwili wrócił z nową żarówką. Szybko ją wymienił i zapalił światło. Przymknęłam lekko powieki ale po chwili z powrotem je otworzyłam. Przeniosłam na niego wzrok.
-Po co przyszyłeś ? Stało się coś ?
-Tak, stało się. Nie wychodzisz z tond od czterech godzin. Będziesz tak długo siedziała w tym ciemnym pokoju ?-nie odpowiedziałam. On podszedł do mnie a ja usiadłam przodem do niego.
-Becky-mówił-Najwyższy czas ten pokój przemalować. On nie pasuje do ciebie. Weźmy na przykład czerwony albo zielony.
-Nie.-odwróciłam się od niego.-Wiem że się troszczysz. Ale ten kolor mi się podoba i chcę aby został. Nie chcę innego.-czułam na sobie jego przeszywający wzrok.
-Ale..
-Tato, proszę cie.-powiedziałam słodko. Westchnął. Zawsze to na niego działało. Uwielbiał mnie za to, nie wiem czemu.
-Niech ci będzie. Choć mi ten kolor nie odpowiada. Ma całe dwadzieścia dwa lata.-uśmiechnęłam się delikatnie.-Tak przy okazji wychodzę. Nie wychodź z domu , bo wiesz..
-...Jak by ci coś się stało to nie wybaczył bym sobie.-dokończyłam za niego. Zawsze to mówił gdy wychodził. Był za bardzo opiekuńczy.Wstałam, stałam przed nim.
-Właśnie.-Przytulił mnie do siebie. Odwzajemniłam uścisk. Dawno mnie nie ściskał. Nie miał czasu. Cały czas praca, praca i praca. Oderwał się ode mnie.-Je będe szedł. Mama już jest w pracy. Uważaj na siebie.-odchodził. Słyszałam zamykające się drzwi. Usiadłam na łóżku.
Westchnęłam.
Powinnam wyjść na dwór, przewietrzyć się przed jutrzejszym dniem. Ostatnio znalazłam prace bo nie chciałam być ciężarem dla rodziców chociaż bardzo dużo zarabiali. Ojciec był policjantem a mama biznesmenką. Jutro w pracy mam przygotować przyjęcie. Nie rozumiem dlaczego mnie wybrali do tego zadania, nawet nie mam doświadczenia. Chcą zobaczyć jak mi pójdzie ? Postaram się jak mogę.
Dotknęłam dekoltu , gdzie poczułam zimny metal w kształcie serduszka a na środku miało mały zameczek na klucz. Kluczyk trzymałam w sporej pozytywce, którą miałam na biurku zamkniętą.
Często grała gdy się ją otwierało. Melodia z niej była smutna, pełna nienawiści i tęsknoty. Często jej słuchałam. Też znalazłam ją ukrytą w szafie, tata zawsze mówił że mam ją wyrzucić, a ja co na to ? Nie potrafiłam, dla mnie była to piękna melodia. On zawsze mówił że co znajdę w tym pokoju mam wyrzucić.Lecz tego nie robiłam. Podobały mi się te rzeczy.
Wyszłam z pokoju gasząc światło i zamykając drzwi. Odchodziłam do wyjścia. Wszędzie było ciemno. Rodziców nie było. Byli w pracy.
Ubrałam buty i kurtkę z kapturem. Zapięłam się ubierając rękawiczki. Mały spacer dobrze mi zrobi, wytrzeźwieję od złych myśli.
Wyszłam zamykając drzwi na klucz. Ten dom był ogromny. Trochę się dziwię że tutaj mieszkam.
Chodź tyle lat tutaj spędziłam to jeszcze nie mogę uwierzyć, że mieszkam z taką bogatą i pewną siebie rodzinie. Jak na razie karzą mi iść na studia ale w końcu będe musiała ich opuścić i iść swoją drogą. Wybrać też będę ją musiała. Kroczyłam przed siebie po śniegu który dalej sypał z granatowego nieba. Ludzie na przystanku ogrzewali się ocierając o siebie dłonie. Gdyby się do kogoś przytulić to od razu jest cieplej , ale cóż nie miałam nikogo. Nic dziwnego, do czego była by komuś ponura i myśląca jedynie o mordowaniu? Do niczego. Miałam ciemną stronę to prawda. Najbliższa przyjaciółka nic o tym nie wiedziała. Moje serce jeszcze wiele skrywa.
Przystanęłam na chwilę przy sklepie z bronią. Jednak jestem chora, powinnam iść do lekarza. Interesuję się bronią o czym ludzie nie wiedzą.
Patrzałam na broń na wystawie aż ktoś się na mnie zwiesił i śmieje mi się do ucha. Kobiecy głos brzmiał mi do ucha. Spojrzałam lekko na kobietę, rudowłosa zawsze to robiła.Jej oczy obserwowały szybę gdzie się odbijaliśmy i gdzie była nowa dostawa.
-Eee..-wyjąkała.W sklepie widziałam jakiegoś mężczyznę który najwyraźniej kupował broń.-A myślałam że jakaś dostawa ubrań. Czemu patrzysz na starą i nic nie wartą broń?
Westchnęłam.
-Jenifer-powiedziałam-Ta stara broń przestrzeliła by ci główkę na wylot.-Ona popatrzała na mnie i zmarszczyła czoło.
-Ta-zaśmiała się-To rupiecie by nie wystrzeliło !-powiedziała jeszcze głośniej. Ona nie rozumie tego że jeszcze działają. Jedne są na proch inne na metalowe kule. Wtedy to by się roztrzaskało głowy.-Becky , rusz się !- ciągnęła mnie w stronę wielkiej reklamy nowej dostawy ciuchów. Ostatni raz rzuciłam spojrzenie na pistolety. Szłam za Jeny obserwując czubki moich butów oblepionych śniegiem.
-Becky ?-zatrzymała się przede mną-Twój tata pozwolił ci wyjść ?
-Co ?-zapytałam.
-Zawsze ci mówi żebyś zostawała w domu. Nie chce aby coś ci się stało. Nadal go szuka ?
-Szuka, szuka i nie może się doszukać.- Uśmiechnęłam się i puściłam jej oczko ciągnąc ją za sobą.
-Idziesz do mnie na imprez ?-spytała.
-Chciałabym ale..
-Nawet nie mów że nie przyjdziesz !-fuknęła.
-Mówię ci ,że chciałabym przyjść, ale jutro akurat przygotowuje bankiet dla szanowanych ludzi. Musisz to zrozumieć ! Nie chce aby poszło coś źle. Dlatego wybacz mi, kiedy indziej się pojawię.
-Obiecaj.
-Obiecuję.-przyrzekłam jej- A nawiązując do mojego taty, to on nie mógł by przyjść do twojego taty jak sobie marzyłaś. Nie przyszedłby nawet gdybym go zmusiła. Wiesz ona ma w głowie tylko złapanie kryminalisty. Dla niego to najważniejsze. Z pracy przynosi prace do domu. Nie odpoczywa w ogóle.-mówiłam.Nagle ona się zatrzymała.Popatrzyłam na nią.Westchnęła. Patrzała na wielki monitor gdzie widniała reklama najlepszych strojów zimowych. Tym razem ja westchnęłam. Mnie to tak bardzo nie kręci, a ona była szalona za tym. Oparłam się o ścianę budynku pewnego sklepu i patrzałam na nią.
Przymknęłam powieki. Na wardze poczułam płatek śniegu który się roztopił.
-Patrzcie kogo ja widzę.-usłyszałam kpiący głos. Spojrzałam w bok. Moim oczom ukazała się brunetka Właśnie ta mnie nie lubiła, nawet nie wiem czemu.Victoria znienawidziła mnie zaraz po tym kiedy pierwszy raz spotkałyśmy się w szkole. Nigdy się nią jakoś nie przejęłam. Zignorowałam ją. Szarpnęła mnie za ramię i nogą uderzyła w szczękę. Upadłam. Poczułam w ustach metaliczny smak krwi. Plunęłam, szkarłat zmieszany ze śliną pojawił się na śniegu.
Wstałam, a w moich oczach niczego nie można było odczytać. Były puste, żadnych uczuć. Odwróciłam się do niej. Uchyliłam się i odsunęłam do tyłu. Nie chciałam znowu dostać.
-Czego chcesz ?
Nie odpowiedziała tylko znowu mnie zaatakowała a ja nic nie zrobiłam. Unikałam i oddalałam się do tyłu. Ona dalej machała swoimi ostrymi łapami. Wpadłam na kogoś. Przeprosiłam przelotnie mężczyznę, nie widziałam jego twarzy. W końcu postanowiłam jej oddać. Zacisnęłam dłoń w pięść. Ona najwidoczniej nie spodziewała się z mojej strony żadnego ataku. Uderzyłam ją z całej siły pięścią w twarz. Upadła na lud i uderzyła się w tył głowy.
Wytarłam sobie krew która płynęła mi z koniuszka ust. Jak raz zaatakuje to solidnie. A teraz to co ? Dawno nikogo nie uderzyłam. Nie miałam okazji od paru miesięcy.
-Rebecca-usłyszałam za sobą srogi głos. Spojrzałam się za siebie. Za mną stał mój tata z przyjacielem. Mieli tutaj obchód albo wiedzieli że przestępca może się tu kryć.- Co ty znowu wyprawiasz !-fuknął.
-Znowu ?-zaczęłam-No przepraszam ! Przychodzisz zawsze w połowie, a potem mówisz że to ja zaczęłam! Zawsze tak jest ! To , że jesteś po stronie prawa nic nie znaczy ! Wszystkich rozumów nie zjadłeś.-powiedziałam. Czasami z tym nie denerwował. Myśli że zawsze ma racje a tak nie jest ! Bronił ją często ale nie miał racji.
-Nie przeginaj .
-Mówię tylko prawdę. Zawsze myślisz że to ja jestem winna ! Tak jak twoi znajomi, zawsze oni mają racje ! A gdy ja powiem prawdę to ty stoisz po ich stronie ! Jesteś samolubny w tych sytuacjach ! Twoi kumple zawsze mają rację ! Oni..-Nie dokończyłam. Poczułam ból na policzku. Dotknęłam się za czerwone, piekące miejsce. Popatrzałam na ciemno włosego. Wpatrywał się w swoją dłoń, nigdy tego nie robił. A gdy obraziłam jego kumpli to zareagował. Spuściłam lekko głowę i ominęłam go.
-Rebecca czekaj !-Chwycił mnie za ramię. Wyrwałam się, bolało gdy trzymał. Wiedziałam że po takim czymś będe miała siniaki. Nie miał często czucia w tym wszystkim.Słyszałam jeszcze jego wołania ale nie reagowałam.
Pobiegłam w stronę miejsca, gdzie mogła był powspominać inne miłe chwile. On nie powinien mnie tam znaleźć. Nie przychodził tam nigdy i sam nie wie że przesiaduje też w tamtym miejscu godzinami. Wszystko zrobię by zapomnieć o tej sytuacji, ale nie da się. Chciała bym zniknąć z jego wspomnień , odejść stąd. Zrobię to za dwa lata. Nie zadziała na mnie niczyja przemoc psychiczna , za silna jestem.
piątek, 30 sierpnia 2013
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Prolog
Siedziałam tu tyle lat, gdy miałam 5 lat moi rodzice zgineli w wypadku samochodowym. Zawsze sądziłam inaczej ale kto by słuchał małej , nic nie wiedzącej o życiu dziewczynki. Ponoć jechałam z nimi samochodem ale nic nie pamiętam z tego wypadku. Obudziłam się w szpitalu. Sama. Wtedy moje życie straciło sens. Wiedziałam że nikt nie będzie mnie chciał. Wiedziałam że trafie do sierocińca a z tamtąd na pewno nikt mnie nie wźmie. Zostane tam już aż do pełnoletności. I reszte życia będe samotna. Kto by adoptował tak brzydką i ponurą dziewczynkę z tak mroczną przeszłością ? Do tego mam całe plecy w bliznach które już nigdy nie znikną. Na szczęście zawsze mogę je zakryć bluzką.
Gdy skończyłam 15 lat, do sierocińca przyszła pewna rodzina. Wiedziałam że i tak nie mam co liczyć że opuszczę to miejsce więc bardziej zagłębiłam się w czytanej przeze mnie książce. Po chwili czułam czyjąś obecność nad sobą. Spojrzałam krzywym wzrokiem na osobę która zakłóciła mój spokój. Był to wysoki mężczyzna ubrany w garnitur i spoglądał na mnie z cikawością.
-Słucham ?-spytałam z grzecznośći.
-Lubisz czytać ? -spytał spoglądając to na mnie to na książkę która teraz spoczywała na moich kolanach. Skinełam jedynie głową i wstałam z zamiarem odejścia. Chwycił mnie za rękę zatrzymując mnie. Ponownie na niego spojrzałam. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i spojrzał na mój nadgarstek na którym były blizny po moich próbach samobójstwa. Zmarszczył brwi i przejechał palcem po bliznach.-Czemu to zrobiłaś?
Nie odpowiedziałm jedynie wzruszyłam ramionami. Po chwili podeszła do nas jeszcze kobieta która złapała pod ręke mężczyzne.-Poczekaj tu chwileczkę.-zwrócił się do mnie i odszedł na bok ze swoją, jak mi się wydaje, żonę. Mówił coś do niej i co chwile na mnie zerkali. W końcu kobieta do mnie podeszła.
-Witaj !-uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie-Mam na imię Jay Tomlinson.Masz ochotę opuścić to miejsce z nami ?
Zdiwiłam się i miałam oczy jak spodki. Oni chcieli mnie adoptować ? Niewieże !
-Naprawde ?- kobieta dalej się uśmiechała i skineła głową na "tak".
-Chodź-mężczyzna złapał mnie za rękę i prowadził w stronę gabinetu dyrektori całego sierocińca. Weszliśmy do środka. Gdy dyrektorka mnie zauważyła bardzo się zdziwiła. Nigdy mnie nie lubiła.
-Chcielibyśmy ją adoptować.-powiedział mąż Jay.
-Jesteście pewni ? Ona..
-Jesteśmy pewni w stu procentach ! -powiedziała szczęśliwa kobieta.
-No dobrze. Jeżeli jesteście pewni. Rebecca ! Idź się spakować. Zaraz po ciebię przyjdę.-powiedziała do mnie nawet na mnie nie patrząc. Uśmiechnełam się lekko na myśl o tym że ktoś chce mnie adoptować. Nigdy bym nie pomyślała że to w końcu nastąpi.
Pobiegłam szybko do mojego pokoju. Mieszkałam w nim sama. Nikt nie chciał ze mną go dzielić.
Miałam bardzo mało rzeczy więc pakowanie nie zajeło mi długo. Jeszcze po mnie nie przyszli. Przykucłam przy łóżku i spod niego wyjełam małą szkatółkę. Wziełam ją z mojego starego domu. W środku są moje zdjęcia i zdjęcia moich rodziców oraz wisiorek mojej mamy. Schowałam ją do walizki i czekałam aż ktoś po mnie przyjdzie. I po chwili ktoś wszedł do mojego pokoju.
-Spakowana ? To dobrze. A teraz złaź na dół twoi nowi opiekunowie tam czekają.-powiedział z niesmakiem. Nie odezwałam się w ogule. Zeszłam na dole a oni już tam czekali uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech. Nie odzywam się w ogóle. A chce być dla nich miła w podzięce za zabranie mnie z tąd.
-Gotowa ?-spytał mój nowy "tata".
-Tak.-odezwałam się dopiero drugi raz dzisiaj.
Zabrał ode mnie walizkę i złapał za ręke. Za drugą chwyciła mnie Jay.
-Możesz nam mówić jak chcesz. Ja jestem Mark a to Jay, ale to już wiesz.-Cały czas się uśmiechają. Są dla mnie tacy mili. Ciekawe czy to chwilowe ? Staneliśmy przed dużym czarnym samochodem. Nigdzy się na nich nie znałam ale jestem pewna że był strasznie drogi. Mark włożył moją walizkę do bagażnika i otworzył mi drzwi . Weszłam ostrożnie tak jakbym bała się że coś zniszczę.
Po chwili ruszyliśmy.
-Eeemm... Dziękuję.
-Oh kochanie nie dziękuj ! To my powinniśmy tobie dziękować !-wykrzyczała radośnie kobieta.
-A tak właściwie to mam na imię Rebecca Anderson.-dopiero mi się przypomniało że się nieprzedstawiłam. No pięknie Becky ! Masz zaliczoną pierwszą wtope !
-Piękne imię ! Masz ochotę jutro pojechać z nami na zakupy ? Kupilibyśmy tobie cokolwiek być chciała .- spytał mnie Mark. No pięknie. Nie chce im sprawiać od początku takich wydadków.
-Nie powinnam..
-No przestań ! Teraz będziesz mieszkać z nami i nie musisz się wstydzić.
-No dobrze.
Po chwili zaparkowaliśmy przed dużym domem. Nie wierze że będe w takim mieszkać ! Niepewnie wyszłam z pojazdu. Ruszyłam z Jay do drzwi. Weszliśmy do środka. Sprawiał jeszcze lepsze wrażenie niż na zewnątrz. Zaprowadziła mnie do mojego nowego pokoju. Otworzyłam drzwi. Pokój był w ciemnych kolorach i już mi się podobał.
-Przepraszam że ściany są takiego koloru ale potem możemy je pomalować i..
-Nie. Jest ładnie. Podoba mi się.-Odwróciłam się do niej uśmiechając się.
-Na pewno ? Jak coś ci się nie podoba to powiedz.
-Dobrze. Ale naprawde mi się podoba.
-Zostawię cię teraz tu i się rozpakuj.-powiedziała gdy Mark przyniósł walizkę. Zamkneli za sobą drzwi. Pokój był bardzo duży. Ściany koloru fioletowego i szarego idealnie pasowoały do mebli. Były też drzwi do łazienki.
Ciekawe czy będe tu szczęśliwa..
Gdy skończyłam 15 lat, do sierocińca przyszła pewna rodzina. Wiedziałam że i tak nie mam co liczyć że opuszczę to miejsce więc bardziej zagłębiłam się w czytanej przeze mnie książce. Po chwili czułam czyjąś obecność nad sobą. Spojrzałam krzywym wzrokiem na osobę która zakłóciła mój spokój. Był to wysoki mężczyzna ubrany w garnitur i spoglądał na mnie z cikawością.
-Słucham ?-spytałam z grzecznośći.
-Lubisz czytać ? -spytał spoglądając to na mnie to na książkę która teraz spoczywała na moich kolanach. Skinełam jedynie głową i wstałam z zamiarem odejścia. Chwycił mnie za rękę zatrzymując mnie. Ponownie na niego spojrzałam. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i spojrzał na mój nadgarstek na którym były blizny po moich próbach samobójstwa. Zmarszczył brwi i przejechał palcem po bliznach.-Czemu to zrobiłaś?
Nie odpowiedziałm jedynie wzruszyłam ramionami. Po chwili podeszła do nas jeszcze kobieta która złapała pod ręke mężczyzne.-Poczekaj tu chwileczkę.-zwrócił się do mnie i odszedł na bok ze swoją, jak mi się wydaje, żonę. Mówił coś do niej i co chwile na mnie zerkali. W końcu kobieta do mnie podeszła.
-Witaj !-uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie-Mam na imię Jay Tomlinson.Masz ochotę opuścić to miejsce z nami ?
Zdiwiłam się i miałam oczy jak spodki. Oni chcieli mnie adoptować ? Niewieże !
-Naprawde ?- kobieta dalej się uśmiechała i skineła głową na "tak".
-Chodź-mężczyzna złapał mnie za rękę i prowadził w stronę gabinetu dyrektori całego sierocińca. Weszliśmy do środka. Gdy dyrektorka mnie zauważyła bardzo się zdziwiła. Nigdy mnie nie lubiła.
-Chcielibyśmy ją adoptować.-powiedział mąż Jay.
-Jesteście pewni ? Ona..
-Jesteśmy pewni w stu procentach ! -powiedziała szczęśliwa kobieta.
-No dobrze. Jeżeli jesteście pewni. Rebecca ! Idź się spakować. Zaraz po ciebię przyjdę.-powiedziała do mnie nawet na mnie nie patrząc. Uśmiechnełam się lekko na myśl o tym że ktoś chce mnie adoptować. Nigdy bym nie pomyślała że to w końcu nastąpi.
Pobiegłam szybko do mojego pokoju. Mieszkałam w nim sama. Nikt nie chciał ze mną go dzielić.
Miałam bardzo mało rzeczy więc pakowanie nie zajeło mi długo. Jeszcze po mnie nie przyszli. Przykucłam przy łóżku i spod niego wyjełam małą szkatółkę. Wziełam ją z mojego starego domu. W środku są moje zdjęcia i zdjęcia moich rodziców oraz wisiorek mojej mamy. Schowałam ją do walizki i czekałam aż ktoś po mnie przyjdzie. I po chwili ktoś wszedł do mojego pokoju.
-Spakowana ? To dobrze. A teraz złaź na dół twoi nowi opiekunowie tam czekają.-powiedział z niesmakiem. Nie odezwałam się w ogule. Zeszłam na dole a oni już tam czekali uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech. Nie odzywam się w ogóle. A chce być dla nich miła w podzięce za zabranie mnie z tąd.
-Gotowa ?-spytał mój nowy "tata".
-Tak.-odezwałam się dopiero drugi raz dzisiaj.
Zabrał ode mnie walizkę i złapał za ręke. Za drugą chwyciła mnie Jay.
-Możesz nam mówić jak chcesz. Ja jestem Mark a to Jay, ale to już wiesz.-Cały czas się uśmiechają. Są dla mnie tacy mili. Ciekawe czy to chwilowe ? Staneliśmy przed dużym czarnym samochodem. Nigdzy się na nich nie znałam ale jestem pewna że był strasznie drogi. Mark włożył moją walizkę do bagażnika i otworzył mi drzwi . Weszłam ostrożnie tak jakbym bała się że coś zniszczę.
Po chwili ruszyliśmy.
-Eeemm... Dziękuję.
-Oh kochanie nie dziękuj ! To my powinniśmy tobie dziękować !-wykrzyczała radośnie kobieta.
-A tak właściwie to mam na imię Rebecca Anderson.-dopiero mi się przypomniało że się nieprzedstawiłam. No pięknie Becky ! Masz zaliczoną pierwszą wtope !
-Piękne imię ! Masz ochotę jutro pojechać z nami na zakupy ? Kupilibyśmy tobie cokolwiek być chciała .- spytał mnie Mark. No pięknie. Nie chce im sprawiać od początku takich wydadków.
-Nie powinnam..
-No przestań ! Teraz będziesz mieszkać z nami i nie musisz się wstydzić.
-No dobrze.
Po chwili zaparkowaliśmy przed dużym domem. Nie wierze że będe w takim mieszkać ! Niepewnie wyszłam z pojazdu. Ruszyłam z Jay do drzwi. Weszliśmy do środka. Sprawiał jeszcze lepsze wrażenie niż na zewnątrz. Zaprowadziła mnie do mojego nowego pokoju. Otworzyłam drzwi. Pokój był w ciemnych kolorach i już mi się podobał.
-Przepraszam że ściany są takiego koloru ale potem możemy je pomalować i..
-Nie. Jest ładnie. Podoba mi się.-Odwróciłam się do niej uśmiechając się.
-Na pewno ? Jak coś ci się nie podoba to powiedz.
-Dobrze. Ale naprawde mi się podoba.
-Zostawię cię teraz tu i się rozpakuj.-powiedziała gdy Mark przyniósł walizkę. Zamkneli za sobą drzwi. Pokój był bardzo duży. Ściany koloru fioletowego i szarego idealnie pasowoały do mebli. Były też drzwi do łazienki.
Ciekawe czy będe tu szczęśliwa..
Subskrybuj:
Posty (Atom)