niedziela, 1 grudnia 2013

Zwiastun 2 !

Zwiastun mojego autorstwa. Jest to jeden z pierwszych które robiłam. Nie wiem czy dobrze wyszedł. Piszcie swoje uwagi w komentarzach ;)




wtorek, 26 listopada 2013

Rozdział 4

Czułam jak tracę siły, coraz bardziej padam do tyłu.Przytrzymywałam się jeszcze ręką w której też traciłam siły. On musiał mi podać środek nasenny.
-Nigdy nie sądziłem że Mark może mieć tak piękną córkę. Zakochać się można.-powiedział ten brunet.
-Zaczyna się.-powiedział, jak dobrze pamiętam, Niall. Pokręcił głową.-Myślisz, że nic nikomu nie powie? Może było by lepiej gdyby..-nie dokończył.
-Nie powie.-usłyszałam jego głos.-Nie jest głupia. Zamienię z nią tylko parę zdań. Nasz ojciec musi w końcu parę spraw zrozumieć.-zrobiło mi się zimniej, ręce mi się trzęsły. Chciałabym już stąd zniknąć, ale gdyby była taka możliwość było by dobrze. Zawsze coś jest nie tak, gdybym tylko mogła sięgnąć po komórkę, ale nic z tego. Oni by mnie powstrzymali, albo i gorzej.
-Silna jest baba..Podałeś jej dużo tego a ona jeszcze się trzyma. Nie jest taka słaba trzeba jej przyznać. Przeżyła wybuch, walnięcie w głowę. Przyznaję, że na pewno wstrząs mózgu musiała dostać. A teraz to ? Jakie ją jeszcze przygody trafią ?! Jest słodka, miła...-popatrzyłam na niego. Złapałam się za kark gdzie najbardziej bolało. Czy zawsze to mnie musi to spotkać ? Zawsze... Pewnie nikt inny nie przeżył tego co ja.
-Słuchaj..-wypowiedziałam- Widzisz co jest na zewnątrz, a to co jest wewnątrz mnie nie widzisz.
-Na pewno słodka i hmm..-został uderzony przez rękę z tyłu Już się nie odzywałam. Jakoś nie byli tacy źli, no może dla mnie. Ale dla innych mogli być chamscy i bezwzględni. Louis na pewno musiał się dowiedzieć kim jestem dla niego. Do siebie nie jesteśmy podobni. Poczułam jak ponownie ktoś zakłada mi kurtkę. Przyznam ,że było mi zimno a ta kurtka jest jeszcze cieplejsza.- No co? Za co? Mówię prawdę! Już wiem dlaczego jej ojciec nie chciał jej wypuszczać wieczorami.-zaśmiał się. Już prawie w ogóle nie miałam siły. Opadłam w tył. Wpadłam w silne ramiona, które mnie przytrzymywały. Zostałam położona na ławce, która wcale nie była miękka.
-Zaczyna działać..-skomentował facet w bardzo krótkich włosach. Patrzałam w bok gdzie nie było nikogo. I co oni chcą zrobić? Patrzeć na mnie jak usypiam? Bez celowe. Przede mną zobaczyłam czyjeś nogi. Chłopak ukucnął.
-Ty..-wyszeptałam. Włosy ciemne a oczy tajemnicze wpatrujące się we mnie. Wszystkie uczucia chowa głęboko w sobie. Z jego oczu nie da się nic odczytać. To ten sam mężczyzna przez którego wylądowałam w szpitalu i to on ukradł mi naszyjnik. Wpatrywałam się w niego półprzytomnie.
-A teraz czas coś ukraść !-powiedział uradowany Niall.
-Nawet się nie wasz-odpowiedział brunet.- Stąd nic nie będziemy brać.
-Ale..
-Czy nie wyraziłem się jasno?-jego głos był zimny, widać że ich odstraszał.- Jeśli któryś z was tknie stąd chodź jedną rzecz dostanie kulkę pomiędzy oczy.-usłyszałam jęki z ich ust. Musiał być dla nich straszny jeśli o to chodzi. On nie wygląda na mężczyznę który zabijał by ludzi. A czy by się z tego cieszył? Nie sądzę. Odwróciłam wzrok w bok , żeby już na niego nie patrzeć.
-Dobra-powiedział ten w loczkach.- A może troszeczkę ?
-Nie.-odpowiedział stanowczo.
Poczułam dłoń na policzku, była zimna, ale przyjemna. Wiem że jestem jeszcze rozpalona po szpitalu. Usłyszałam jak tamci odchodzą. Byłam z nim sam na sam. Patrzałam zaspanymi oczami w jego tęczówki.
-Droga siostro widzę, że masz się już lepiej. Jak tam twój tata ?-zapytał. Nie odpowiedziałam mu. Niby dlaczego miałabym to robić? Nie znam go, i nie poznam. Nie było mi to potrzebne, by mu odpowiadać. Przymknęłam powieki , które i tak już same opadały.- Szkoda, że dopiero parę dni temu dowiedziałem się o tobie. Choć mógłbym cię wziąć by Mark się trochę pomartwił, ale na to nie mamy czasu. W końcu będzie cię pilnował bardziej. Będę miał wtedy więcej rozrywki.-odpowiedział z lekkim uśmiechem. Usłyszałam dźwięk mojej komórki. Chciałam wstać, ale on mnie powstrzymał. Sam sięgnął do mojej torebki i wyjął komórkę.Lekko drżały mi dłonie.-O wilku mowa.
-Nie odbieraj.-Chciałam od niego wziąć ale nie pozwolił mi. Pokręcił jedynie palcem abym nic nie robiła. Widocznie chciał zrobić na złość ojcu. I co ja mogę na to poradzić? Nie wiem co zrobiła sobie ta dwójka. W końcu i tak się dowiem. Odebrał i przełączył na głośnomówiący.
-Rebecca, jesteś tam..-słyszałam głos taty. Nie odzywałam się, nie chciałam. Louis wpatrywał się we mnie zimnym wzrokiem. Nie przerażało mnie to. Sama w środku siebie mam takie i wrażenie , że każdy człowiek jest moim wrogiem.-Dlaczego to zrobiłaś!? Czy ty oszalałaś uciekając ze szpitala! Gdzie ty jesteś ?!-zapytał. Wiedziałam, że mój starszy brat zamierzał coś zrobić. Wpatrywał się w komórkę.
-Witaj Mark..-powiedział to telefonu.
-Louis-jego głos przesiąknięty był jadem- Co ty jej zrobiłeś!?
-Nie denerwuj się tak.-uspakajał go, lecz on nie dawał za wygraną.- Moja siostrzyczka jest cała i zdrowa.
-To nie jest twoja siostra! I nigdy nie będzie! Co z nią zrobiłeś?!
-Hm..Nie twój interes. A może tak ją sobie za mną wezmę? Ciekawa propozycja.-milczenie przez chwilę. Tata musiał się zdziwić.-Wiesza ona może długo nie wytrzymać jak nie znajdzie się za chwilę w domu. Jest cała rozpalona..
-Gdzie ona jest?
-Sam jej szukaj. To od ciebie zależy czy biedaczka przeżyje.-powiedział i się rozłączył. Odłożył moją komórkę do torby. Nie miałam już prawie siły na żaden ruch. Czemu mi dali zastrzyk nasenny? To nie ma dla mnie najmniejszego sensu. Co Louis chciał tym osiągnąć? Usłyszałam syreny policyjne.-Szybki jest..-Na czole poczułam jego zwilżone usta a jego dłoń na moim policzku.-Jeszcze się zobaczymy.-odszedł zostawiając dla mnie jego kurtkę. Pachniała jego wonią. Zamykałam powoli oczy by odpłynąć do krainy snów.
-Rebecca-usłyszałam zmartwiony głos. Poczułam dłoń na policzku, ale nie była zimna tylko ciepła. Chciałabym aby Louis jeszcze trzymał. Miał taką przyjemnie zimną, która dawała ukojenie.
-Mark co robimy? Jedziemy za nim ?
-Teraz on mnie nie obchodzi. Jutro będę go szukał.-usłyszałam.-Ważniejsza jest moja córka.-poczułam jak mnie podnosi i jestem niesiona. Bardzo pomału moje ręce znalazły się na szyi taty obejmując go. Przytuliłam się w jego ramię.-Co on ci zrobił?
-Nic..-wyszeptałam.-jestem tylko śpiąca..-mówiłam, cicho ziewnęłam. Musiałam udawać przed nim, że nic mi nie mówił. Jakby się dowiedział, że dał mi ten zastrzyk to nie byłoby za dobrze. On zawsze potrafi coś wykombinować.
-Śpiąca? W szpitalu się wyśpisz.
-Nie. Tato - wyszeptałam mu do ucha.- nie chce być w szpitalu. Tam i tak tylko leżę. Proszę, chce być w domu.-powiedziałam. Wsadził mnie do wozu.  Nie wiedziałam czy dla mnie to zrobi czy nie. Głowę położyłam na drugim siedzeniu i zamknąłem oczy. Czułam jak samochód falował na drodze, jechaliśmy na nierównej szosie.
Powtarzałam sobie w myślach słowa bruneta ,,Jeszcze się zobaczymy". Niby jak on chcę się ze mną spotkać jeżeli przez niego mój ojciec, a raczej nasz, będzie przez cały czas przy mnie. On będzie chciał mnie cały czas obserwować. I nie da mi uciec. Teraz wiem już na pewno że szuka swego ,,ukochanego'' syna.
Westchnęłam.
Louis..On jest..Dziwny. Dlaczego chciał tą chwilę ze mną być? To nie ma sensu. I on nie okradł by najbogatszego cmentarza na ziemi świętej. Dla niego musi coś to znaczyć. Chciałabym z nim o tym wszystkim porozmawiać, ale jak? On nie da się na to namówić.
Chciałam się unieść ale nie mogłam. Zastrzyk coraz bardziej działał. Zatrzymaliśmy się. Zostałam wzięta na ręce, przytuliłam się do torsu ojca. I już uległam snu. Nie obchodziło mnie gdzie się znajduję. Chciałam tylko być w ciepłym pomieszczeniu. Nic nie widziałam, samą ciemność, a pośród tej ciemności dwie nierozpoznane postacie.

Nie spałam od półtorej godziny.Nie mogłam zasnąć z powrotem. A gdy spojrzałam na zegarek czas leciał po woli.  Tak, jakby robił mi wszystko na złość. A sama nie wiedziałam co robić. Wiedziałam jedno. Tata zlitował się i przywiózł mnie do domu. Mogłam leżeć w swoim ciepłym i przyjemnym łóżku. Wpatrywałam się w sufit, który był biały. Nie było w nim nic ciekawego, ale nie mogłam się prawie ruszać. Tak bolała mnie głowa i przy okazji szyja. Po czym szyja? Oczywiście po zastrzyku. Czułam teraz, że dał mi dużo tego środka. Nie mogłam powiedzieć o tym ojcu dostał by chyba zawału.
Westchnęłam.
Uniosłam się na łokciach. Syknęłam cicho z bólu. On nie ma  sumienia. Zostałam już przez niego trzy razy napadnięta. Ile jeszcze razy mi coś zrobi aby dojść do taty? To bezcelowe. Jeśli chce coś od niego to czemu z niem nie porozmawia tylko ode mnie coś chce? Podniosłam się do pozycji siedzącej. Podparłam głowę o dłoń, a łokieć o kolano. Chciałam powstrzymać ból głowy, ale nie potrafiłam. Silna fala bólu przechodziła przez całą głowę. Widziałam jak świat mi wiruje. I zmagaj się teraz z tym.
Przymknęłam powieki. Chciałam,  aby wszystko przestało wirować, aby pozbyć się tego bólu głowy. Nic nie jest takie jak kiedyś. Zmieniło się życie na lepsze i wszystko znów ma powrócić przez starszego przyszywanego brata? Nie ma mowy. Nie będę stawała mu na drodze i będzie dobrze. Uniosłam głowę i spojrzałam w okno za, którym było ciemno. Za chwilę miasto powinno budzić się do życia. A sama tkwię tutaj od paru godzin. Choć to mi naprawdę pasuje.
Sama pośród czterech ścian. Ta samotność jest o wiele lepsza. Spojrzałam po sobie. Teraz dopiero zauważyłam, że jestem w samej czarnej bieliźnie. Mama musiała mnie rozebrać bo była w nocy w domu.
Wstałam z łóżka. Zachwiałam się. Przytrzymałam się parapetu, gdzie były poduszki. Chwyciłam czarny męski szlafrok. Tak, właśnie nosiłam męski. Nie chciałam sobie kupować damskiego. Nie był mi potrzebny. Był w tym pokoju czyli należał do Louisa. Założyłam go delikatnie na siebie. Nie mówiłam rodzicom, że dalej mam ten szlafrok. Inaczej by mnie chyba udusili. Zawiązałam sznurek na brzuchu. Usiadłam na parapecie.
Odgarnęłam kosmyki włosów do tyłu a jeden zawinęłam na palec. Zastanawiałam się od czego tak mnie głowa bolała. Chyba aż tyle nie mogę myśleć. Oparłam głowę o ścianę. Bolała przez cały czas ale już nie kręci mi się w głowie. Wszystko ustało. Tylko, że miejsce wkucie jest na pewno czerwone. Dotknęłam. Piekło..Życie jest do kitu. Tak jak wiele innych spraw, które z pewnością się wiążą na tym świecie. Tu trzeba sobie radzić samemu. Przygarnęłam do siebie nogi i oplotłam je rękami. Schowałam w nich twarz aby nie było nic widać. Czułam piękną woń wydobywającą się z szlafroka. Nie wiedziałam ile czasu minęło , ale zawsze pachniał tak samo , nawet po tylu praniach. Nie mogę powiedzieć, że brzydko bo bardzo ładnie. Uniosłam głowę. Kontem oka zobaczyłam , że przy naszej bramie ktoś stoi. Popatrzyłam na nieznajomego. Wkładał coś do naszej skrzynki. Ale to nie był listonosz. Miał na sobie zimową kurtkę koloru granatowego w grubsze paski. Zapięta a po obu stronach kieszenie. Nie mogłam zobaczyć jego twarzy , bo na głowie miał kaptur. Widziałam jedynie jak podnosi głowę i się we mnie wpatruje. Odchodził.
Trzeba będzie zobaczyć co takiego dla nas przyniósł. Ale to później. Teraz muszę się wykapać i wziąć coś na ból głowy. Nie mam zamiaru zmagać się z tym bólem dłużej. Wstałam powoli by nie upaść. Chciałam jak najszybciej wziąć ten lek, aby ten ból jak najszybciej minął.
Zauważyłam na krześle powieszoną czarną męską kurtkę. Podeszłam do krzesła. Wzięłam kurtkę i usiadłam na nie pościelonym łóżku. Poczułam przenikliwą woń. Tą co czułam wczoraj. Ach tak...Louis, kurtka. To jego. Powinnam mu ją oddać, gdy tylko będę mogła. A nie wiem czy będzie taka okazja. Zauważyłam, że coś wystaje z kieszeni. Skrawek papieru. Nie powinnam, ale ciekawość mnie zżera. Sięgnęłam do obu kieszeni. Z jednej wyjęłam skrawek papieru i klucze, a z drugiej złoty zegarek i ... broń? Pistolet odłożyłam na bok by nie mieć z tym nic wspólnego. Zegarek był ładny, miał okrągły kształt na zawieszce. Otworzyłam zakrywkę, lecz wskazówki stały w miejscu. Uniosłam lekko wzrok. Na złotym zamknięciu był wygrawerowane zdanie z datą.
Słuchaj zawsze swojego serca.
9 czerwiec 1995r.
Zamknęłam go i odłożyłam wraz z bronią do kieszeni tam gdzie były.Klucze też nie były zagadką. Bawiłam się nimi chwilę w dłoni. Musiały w końcu do czegoś być. Rozłożyłam kartkę, gdzie były wypisane różne rzeczy. Odwróciłam kartkę. Tam był cały plan wydarzeń. Teatr? To chyba jakieś żarty!? Zobaczyłam na datę. To jutro. Chcą wysadzić teatr. Powinnam powiedzieć ojcu, ale wtedy dowiedział by się, że mam kurtkę brata. Westchnęłam. Schowałam wszystko z powrotem do kurtki. Odłożyłam z powrotem na oparcie krzesła. Jakoś nie czułam tego, żeby powiedzieć tacie o całym zajściu. To ich sprawa, nie zamierzam się w to wszystko mieszać. Niech sobie robią co chcą. Nie chce mieć z tym nic wspólnego!
Podeszłam do szafy i wzięłam niebieską sukienkę i do tego czystą bieliznę. Weszłam do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam kurek. Krystaliczna woda spływała po moim ciele dając ukojenie. Właśnie tak chciałabym się czuć. Tak kojąco, nie mieć żadnych problemów. A czy to możliwe? Nigdy nie sądziłam, że może tak się zdarzyć. Życie jest pełne bólu. Czasami coś się zdarzy, że są pełne szczęścia chwilę. Nie zawsze.
Namydliłam każdy skrawek swojego ciała. W powietrzu uniósł się aromat waniliowego zapachu. Spłukałam szybko piane. Zakręciłam kurek i wyszłam owijając się białym ręcznikiem. Stanęłam przed lustrem rozczesując swoje mokre włosy. Wysuszyłam je szybko i lekko zakręciłam lokówką. Lakierem popryskałam po włosach aby chociaż jakiś czas się utrzymały. Uśmiechnęłam się. Zdjęłam z siebie ręcznik i rzuciłam go na grzejnik. Szybko założyłam bieliznę. Chwyciłam niebieską sukienkę i założyłam ją. Pomalowałam się jeszcze lekko. Odgarnęłam włosy do tyłu i wyszłam z pomieszczenia. Spojrzałam na szafę. Mam nowe buty zimowe. Otworzyłam szafę i wyjęłam karton. Usiadłam na łóżku i otworzyłam karton. Włożyłam nowe buty na siebie i byłam gotowa do wyjścia. Wyszłam z pokoju zamykając po cichu drzwi. Schodziłam po cichu po schodach aby tata nie usłyszał, że znowu gdzieś wychodzę. W rękach trzymałam komórkę.. Przygryzłam wargę gdy usłyszałam dźwięk wiadomości.
Znalazłam się na dole.Poszłam do kuchni i wzięłam lekarstwo na ból głowy. Gdy o tym nie myślałam było dobrze. Wypiłam całą zawartość wody, która była w kubku. Odłożyłam do zmywarki.
-Wybierasz się gdzieś?-usłyszałam głos taty za mną. On tu cały czas stał? Nie możliwe. Obróciłam się do niego przodem. Zlustrował mnie od góry do dołu.-Mogłabyś się inaczej ubrać. Jeszcze mi się na ciebie rzucą. -Uśmiechnął się. Myślałam, że będzie gorzej. Chyba ma dobry humor. To chyba cud-Gdzie idziesz? Powinnaś zostać dzisiaj w domu. Dobrze się czujesz?-zapytał.
-Tak.Dobrze się czuje.-skłamałam. Bo czułam się nijak. Jeszcze czułam troch środka nasennego, który nie był zbyt przyjemnym uczuciem.
-Chciałbym z tobą porozmawiać.
-O czym?
-O...-przerwał na moment.-Wczorajszym wydarzeniu.-spuściłam wzrok.I co ja mam powiedzieć? Nie mogę mu powiedzieć, że chciał ze mną tylko porozmawiać bo nie uwierzy! On będzie pewny, że chciał mi coś zrobić. A tak naprawdę on nic nie zrobił..-Czy on ci coś zrobił?
-Nie.-odpowiedziałam.
-Nie kłam.
-Nie kłamię. Co mógł mi zrobić? Widziałeś przecież, że jestem tylko śpiąca. Louis nic mi nie zrobił. Chciał tylko zamienić parę zdań ze mną i tyle. Nic mi nie zrobił, naprawdę.-wpatrywał się we mnie i się zaśmiał. Nie rozumiałam tego. Co w tym takiego śmiesznego? To, że chciał porozmawiać. Przecież to normalne. Nie ma w tym nic śmiesznego. On też jest człowiekiem, czyż nie? Ma jakieś uczucia. Może je tłumi, ale ma na pewno. Nie ma osoby, która by ich nie miała. -Co w tym śmiesznego!-fuknęłam.-On też ma z pewnością uczucia o..
-Nie Becky. Ten człowiek nie ma uczuć. Jest bezlitosny i z pewnością uważa się za nad człowieka. Będę miał o nim zawsze takie zdanie. To dupek i psychopata. Uważam go za sadystę. Nie nazywam go swoim synem.-powiedział.- Od kiedy odszedł i wybrał właśnie tą drogę. Nienawidzę go. Ty też powinnaś. Prędzej czy później on zabije cię. Nie ma takiej litości jak myślisz. Wykorzysta cię i koniec.Zabije. To jego żywioł. Zabijanie...-mówił pewnie.-I trzymaj się od niego z daleka Rozumiesz?
-Tak.-odpowiedziałam. Ale pamiętam jego słowa. Jeszcze się spotkamy. Wiedziałam, że może to nastąpić niedługo. Nie muszę długo czekać. Mieszka gdzieś w tym mieście , a nikt nie wie gdzie. Ale na pewno w pobliżu. Blisko by tatę obserwować. A tak poza tym, on nie wydaję się bez uczuć. Tak jakby miał ich dużo, a nikt ich nie zauważa.-Tato ale on ma uczucia.
-Nie ma. Ja to wiem. Ty uważaj jak chcesz, ale z czasem się przekonasz.-powiedział. Ominęłam go. Nie chciałam z nim rozmawiać. Miał rację, sama musiałam się przekonać o wszystkim. Ale serce mówi mi, że dobrze mówię. Zobaczy się. Wzięłam płaszcz zimowy i założyłam na siebie.-Gdzie idziesz?-warto by było go trochę wkurzyć.
-Na podryw.
-Co?!-zapytał głośniej.
-Dobrze słyszałeś. Idę się trochę rozerwać. Może wreszcie znajdę kogoś dla siebie-uśmiechnęłam się. Tak naprawdę nie chciałam iść na żaden podryw bo wiedziałam, że i tak nikogo odpowiedniego nie znajdę. A poza tym ja i flirtowanie? Jennifer by padła ze śmiechu. Do mnie to nie pasuje.-Wrócę wieczorem.
-Rebecca?
-Hmm..-obróciłam się i spojrzałam na ojca. Jego oczy były jakby smutne? A jemu co? Żartuje przecież. Nie musi się o mnie aż tak martwic.
-Jak go spotkasz to zadzwoń. I uważaj, aby nikt cię nie zaciągnął do łóżka. A jak tak to pamiętaj co zrobić. Masz..
-Walnąć w czułe miejsce?-zapytałam. Uśmiechnął się.
-Możliwe, że mnie dzisiaj nie będzie cały dzień i noc, więc proszę uważaj na siebie. Chce rozgryźć co teraz on planuje. Musze zrobić to za wszelką cenę, bo niewinni ludzie mogą zginąć.-ominął mnie. Ucałował w czoło i wyszedł. Zostałam sama w domu i jeszcze wszystko muszę zrobić. Wszystko zostawić kobiecie. Bo komu innemu? Wyszłam z budynku. W twarz buchnął mi zimny wiatr. Zamknęłam drzwi na klucz i schowałam go do kieszeni. Popatrzałam na skrzynkę pocztową. Powinnam sprawdzić co ciekawego do nas przyszło. Otworzyłam i wyjęłam jeden list w białej kopercie. Na jednej stronie nie było nic napisane , ale gdy mój wzrok padł na drugą stronę zauważyłam bardzo dobrze znane mi pismo. Moje imię i nazwisko było bardzo starannie napisane.
Westchnęłam.
Co ja wyprawiam, nie powinnam w ogóle tego trzymać. Kroczyłam w stronę centrum. Może coś ciekawego się znajdzie. Nad zatokę warto pójść popatrzeć na fale. Idąc wpatrywałam się w kopertę. Nie wiedziałam co tam może być napisane. Trzeba będzie w końcu zobaczyć. Schowałam kopertę do kieszeni. A może teraz warto ją przeczytać?  Będzie szybciej i będę wiedziała o co chodzi. Wyjęłam i dokładnie na to popatrzałam. Otworzyłam kopertę i wyciągnęłam kartkę w kartkę. Znajdowało się na niej pismo wypisane czarnym tuszem. Ładne pismo.
Wpadłam na kogoś niechcący.
-Przepraszam.-popatrzyłam na tego kogoś. To ten chłopak z cmentarza w loczkach.  Udawajmy, że nic nie wiemy. Odeszłam swoim wolnym krokiem.
-Rebecca!- usłyszałam z tyłu jadowity głos brunetki. Victoria. Ona jeszcze coś ode mnie chcę?  Nic jej nie zrobiłam przecież. Schowałam list. Nigdy go chyba nie przeczytam. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Słuchaj, mam coś do przeczytania, więc wybacz. Nie mam na ciebie czasu. Potem porozmawiamy, ty mnie wyzwiesz, ja to zignoruje. Zgoda?
-Nie. Przez ciebie zniszczył się mój najlepszy dzień w życiu.-powiedziała. O co jej znowu chodzi? Wzruszyłam ramionami. Nie obchodziło mnie to co się stanie z nią po tym co ja jej niby zrobiłam. Obróciłam się i ruszyłam dalej w dalszą drogę. Powinnam w końcu zacząć robić ten referat. A nie chcę nawet myśleć co by się stało, gdybym tego nie zrobiła. Jutro się zacznie go robić, pójdę tylko się przejść. Nie mogę iśc do kawiarenki, nie chce po tym co się stało. Choć nie powinnam tym się przejmować. Jestem normalna, i to nie moja wina, że zostałam przez morderce zaatakowana.
Stanęłam niedaleko mojej byłej szkoły, gdzie chodziłam do liceum. Ruszyłam do budynku. Chciałam zobaczyć jak tam się zmieniło..
Wchodziłam po schodach, a uczniowie na mnie patrzeli się. Dziwnie się czułam, bo każdy wpatrywał się we mnie. Weszłam do budynku, gdzie uczniowie czytali, rozmawiali i śmiali się. Poszłam w inny korytarz gdzie była gablota z nagrodami. Przystanęłam przy niej i wpatrywałam się w jedną statuetkę. Na złotej plakietce przy nim było napisane czarnym napisem Dla Rebeccy Anderson za zajęcie pierwszego miejsca w ogólnokrajowym konkursie tańca. To była najlepsza statuetka, którą oddałam szkole. Nie chciałam jej wziąć, bo wiedziałam co mogło się stać. A tutaj nic jej się nie stanie. Najwyżej jakby było jakieś włamanie.
Przeszłam dalej i zauważyłam pomieszczenie do tańca. Było tam okno, widziałam dziewczyny, które teraz ćwiczyły. Wpatrywałam się w nie. Hip-hop. Chciałabym jeszcze czasem trochę potańczyć. Ale teraz nie mam na to czasu. Spuściłam głowę i przeszłam dalej. I po co ja tu tracę czas? To już było. A gdy przypomnę sobie czasy licealne to były nawet dobre. Teraz studenckie też są dobre, ale zaczynają się już schody. Trzeba będzie się postarać. Wyszłam z budynku i kierowałam się w stronę wyznaczonego dla siebie miejsca. Chciałam pobyć sama by przemyśleć wszystko co może mnie czekać teraz lub nawet później.


Rozdział szybciej niż zazwyczaj i będę się starała dodawać coraz częściej , ale czasem po prostu nie mam czasu ;/ 
Zapraszam do komentowania :)

wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział 3

Przewróciłam się na drugi bok. Wszystko mnie bolało ale muszę z tym walczyć.  Mogłam się spodziewać że życie nie będzie łatwe. A w szczególności moje. Ono zaczyna być coraz gorsze, wszystko zaczyna być skomplikowane jak kiedyś. Ale czy znajdę rozwiązanie? Co mnie jeszcze czeka? Jak zapowiada się moja przyszłość? Tyle pytań a żadnej odpowiedzi. Chociaż by była jedna odpowiedź na jedno zasadnicze pytanie, ale nie! Zawsze brakuje tej iskry , która coś podpowie. Zawsze zostaje bezradna.
Otworzyłam powieki. W pomieszczeniu panował półmrok , jedynym źródłem była mała lampka za mną. W pomieszczeniu ktoś jeszcze był. Wolałam zostać sama ze swoimi myślami. Chciałam wszystko przemyśleć, czy podejmuje dobre decyzję.
Do pomieszczenia ktoś wszedł.
-Dzień dobry Panu.-usłyszałam głos swojej przyjaciółki. A więc był tu mój ojciec i czekał aż się przebudzę? Nie gonił już przestępcy ? Czemu nie ścigał go ? Mi nic by się nie stało..Poradziła bym sobie.-Co z nią ?-zapytała zatroskana przyjaciółka.
-Ma wstrząs mózgu, mocno dostała w głowę. Wczorajszy wypadek i dzisiejszy zrobił małe szkody. Lekarze mówią że to nic poważnego, tylko musi się dobrze wyspać i będzie cała i zdrowa. To moja wina że z nią nie zostałem.-powiedział. On nie może się obwiniać, przecież sama go wyganiałam. Miałam dużo do zrobienia z bankietem a teraz nic nie zrobię i szefowa mnie wyleje.- A skąd wiedziałaś że ona jest w szpitalu?
-Mam swoje informację. I niech pan się nie obwinia. To nie pana wina. Ona na pewno nie osądziła by pana o to. Kto by się spodziewał że kryminalista akurat tam będzie się ukrywał.Nikt.Ona sama pewnie nie wiedziała. Niech pan mi zaufa.-miała rację, lecz nie mogłam nic zrobić.
-Skąd możesz to wiedzieć ?
-Jestem jej przyjaciółką i wiem co by pomyślała w takiej sytuacji.-mówiła. Głowa mnie bolała nawet jak mrugałam. Nie wiem kim jesteś, ale czemu tak mocno mnie uderzyłeś ?! To bolało.
-Tylko jak się obudzi nie będzie zadowolona.-usłyszałam zniesmaczony głos mojego ojca.
-Dlaczego? Ma pana przy sobie, czego może jej zabraknąć ?
-Jednej ważnej rzeczy. Naszyjnika. Był bardzo piękny i cenny. Miała go od biologicznych rodziców. Na aukcjach była to bardzo droga rzecz i każdy złodziej chciałby to mieć. Ale nie wiem po co wziął to On.-powiedział. Za oknem padał delikatnie śnieg i powiewał wiatr. Było ciemno i mało co było widać.
Przymknęłam oczy. Ten naszyjnik był dla mnie naprawdę cenny, wiedziałam że jest bardzo dużo warta.
Jedna ręka dotykała prawie podłogi. Nic już dla mnie się nie liczyło. Usłyszałam ponowne otwarcie drzwi.
Była to kobieta, poznałam po dźwięku wydawanym przez szpilki który rozchodził się po całym pomieszczeniu. Nie zwracałam już na to uwagi. 
-Jay? Co ty tu robisz ?-spytał ojciec. Ale co moja mama tu robi ? Nie powinna być w pracy ?
-Co z nią ?-spytała zatroskana ignorując jego pytanie.
-Ma wstrząs mózgu. Mam nadzieje że będzie z nią dobrze.-powiedział. Westchnęłam. Ile jeszcze mnie w życiu spotka?
-Kochanie, idź do domu odpocząć. Długo już z nią siedzisz, a noc się już zbliża.-głos mojej matki przeszywał mi głowę.
-Nie. Jej tutaj samej nie zostawię.-powiedział pewnie. Leciutko uśmiechnęłam się. Był prawdziwym opiekuńczym ojcem którego potrzebowałam. I takiego dostałam. Chwyciła delikatnie moją dłoń z drugiej strony i położyła na łóżku.
-Masz pracę. Ona zrozumie.-mówiła.
-Nie.-upierał się.Ona też wyrwała się z pracy. Uparta na pewno też jest.- Dopóki się nie obudzi, nigdzie stąd nie idę.-muszę w końcu im pokazać że nie śpię. Przypomniała mi się twarz mężczyzny który mnie napadł. Był tak podobny do moich rodziców. Kim on tak naprawdę dla nich jest? Nie ważne, zapytam się.
Poczułam ciepłą i delikatną dłoń na czole. Była taka przyjemna.
-Córuniu-usłyszałam głos matki. Był czuły i opiekuńczy. Taki jakiego zawsze potrzebowałam. Może mieli ciężkie prace ale wiedzieli że rodzina jest zawsze najważniejsza.-jesteś taka rozpalona. Masz gorączkę. A..A gdzie jest naszyjnik ?
-Nie ma. Zabrał go.-powiedział.
-Co takiego ? Ona..
-Wiem.- wszyscy się martwili o naszyjnik, że się przejmę tym. To było straszne że wziął, ale aż tak nie będę rozpaczała. Nie ma takiego sensu. To tylko rzecz, a chodzi o pamieć. Choć dużo o nich nie wiem. A tak naprawdę ? Nic nie wiem.
-Biedactwo moje.-pogłaskała mnie po policzku. Uwielbiałam jak to robiła. Otworzyłam szerzej powieki i odwróciła się do nich przodem. Głowa jeszcze bardziej zaczęła mnie bolec.
-Rebecca!-usłyszałam głos przyjaciółki która przytuliła mnie do siebie.
-Nie tak głośno.-wyjąkałam-Głowa mi pęka.-oderwała się ode mnie. Usiadłam z pomocą mamy. Wpatrywałam się w przeciwległą ścianę.Nie miałam ochoty na rozmowę.
-Wiesz co się stało?- spytał ojciec.-Twój..-nie dokończył.
-Wiem.Wziął go.-powiedziałam. Wszyscy milczeli. Spojrzenie przeniosłam na mojego tatę. Wpatrywał się w swoje dłonie.-Czym się przejmujesz tato ?-popatrzał na mnie. Nie przymilałam się. Lecz nie chciałam by był smutny.-Nie przejmuj się tym co się stało. To nie twoja wina. To co się stało było przypadkiem. Nic by się nie stało gdybym oddała naszyjnik, ale nie chciałam. Wszystko co się stało było wyłącznie moją winą. Nie przejmuj się już niczym. Lepiej idź odpocząć.-powiedziałam i dotknęłam jego ramienia.
-Córusiu, ale ja nie mogę. Musze być przy tobie. Nie chce aby ci się znów coś stało.
-Nic mi nie będzie. Tutaj jestem bezpieczna.-powiedziałam.-Ale ty nie wyglądasz za dobrze. Idź do domu.-on przytulił mnie do siebie.-Mamusiu ty też idź. Naprawdę nic mi nie jest. Tylko głowa mnie boli.-powiedziałam, Spojrzałam na przyjaciółkę która posłusznie wyszła żegnając się ze mną.
-Czekam na ciebie Mark.-powiedziała mama do ojca i też wyszła żegnając się. Zostałam sama z nim
-Tato? Powiesz mi coś ?
-Oczywiście.
-Zdaje mi się że pamiętam twarz tego mężczyzny. Powiesz mi kto to jest ?
-Jak tylko będę go znał.-Westchnęłam cicho. Popatrzałam na niego. Opisałam dokładnie twarz mężczyzny. Był to brunet, miał szaro-niebieski oczy i był łudząco podobny do moich rodziców. Odsunął się bardziej ode mnie. Miał poważny wyraz twarzy. Już wiedziałam że go zna.-To Louis poznałaś prawdziwego i okrutnego kryminalistę.Dobrze, że mi cie nie zabił.-mówił. Teraz już wiedziałam do kogo należał ten pamiętnik. Oni nie powiedzieli mi o swoim biologicznym synu, który zszedł na drogę przestępstwa. Po co wszedł na tą drogę ? W jego życiu musiało się coś wydarzyć.
-To twój syn, prawda ?-spytałam. Patrzałam teraz na przeciwległą ścianę.
-Ja...-zająkał się-Posłuchaj, to nie jest ważne kim on dla mnie jest. Zamiast niego mam ciebie. On nie jest niczym dla mnie.-pokręciłam głową.On nie rozumiał tego wszystkiego. Czułam się teraz jak jakiś towar.Chcieli tylko zaspokoić swoje uczucia mną. Zamiast syna chcieli zadbać o córkę.
-Chciała bym sama zostać.
-Ale..-nie dokończył.
-Proszę.On tu przecież nie przyjdzie. Nie zna mnie. Nie wie kim jestem, więc będę mu zbędna. Idź się wyspać a potem do pracy. Całą noc będę tu i nic mi nie będzie.-on wstał. Zbliżył się do mnie i pocałował w czoło. Położyłam się i usłyszałam zamykające się drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę. Tata wyszedł ,a ja zostałam sama. Dobrze że nie miałam do siebie nic przypięte. Mogłam się swobodnie poruszać.  Niedaleko na krześle zobaczyłam swoje poukładane ciuchy. Nie było tylko kurtki, torebka też jest. O najważniejszym zapomnieli..Nie zamierzam tutaj siedzieć. Do domu też nie pójdę. Jedynie gdzie chce teraz iść to na cmentarz do rodziców porozmawiać.
Nie rozumiem dlaczego mi nie powiedzieli o tym Louisie! Mogli, zrozumiałabym ich. Chwyciłam się za głowę, przez którą przeszedł impuls bólu. Wstałam z łóżka przytrzymując się metalowej szafki. Rozebrałam z siebie szpitalną piżamę i założyłam swoje ubrania wraz z butami. Ruszyłam przed siebie zabierając torebkę. Lekko uchyliłam drzwi, nikogo nie było. Wyszłam i kierowałam się do wyjścia ze szpitala. Nie chciałam by ktoś wiedział dokąd zmierzam.
Idąc przez korytarze musiałam uważać na pielęgniarki, aby nie zauważyły mnie. Chcę uciec ze szpitala to prawda , nigdy nie lubiłam w nich przebywać. Szybciej już wolałabym siedzieć w niewoli u kryminalisty niż w śmierdzących od chemikaliów i lekarstw salach.
Zobaczyłam wielką szybę za którą siedziała pielęgniarka i wypisywała coś. Szybko przeszłam tak aby nie zauważyła mnie. Doszły do mnie rozmowy z tyłu. Pobiegłam dalej i stanęłam w futrynie drzwi.Poszli do gabinetu. Odeszłam dalej. Dobrze że nie miałam butów na obcasie inaczej usłyszeli by mnie. A tak to nikt mnie nie widział. Tylko że mój tata będzie wściekły gdy sie dowie co zrobiłam. Nigdy nie wiem gdzie jestem gdy wychodzę nocami, lub w wolnych chwilach. Trzeba będzie się postarać aby nikt się nie dowiedział.
Wyszłam z ukrycia i dalej odchodziłam. Usłyszałam kobiecy głos. Ponownie ukryłam się w cieniu.
-Idę sprawdzić co u pani Tomlinson.-powiedziała. Szybko wyszłam z budynku. Tata dowie się o tym szybciej niż myślałam. Będę musiała szybko tam dojść. Nie chce by do rana mnie znalazł. Chce zostać sama i wszystko przemyśleć.
Zimny podmuch wiatru zmroził moje ciało. Nie miałam kurtki , więc było mi zimno. A ta noc była mroźna. Niech zima się już skończy, wolę wiosnę.Odchodziłam od budynku szpitalnego. Zaczęłam iść szybciej aby nikt mnie nie rozpoznał. Usłyszałam syreny policyjne. Schowałam się za rogiem i czekałam. Widziałam teraz jedynie niebiesko czerwone światła. Wyjrzałam. Przy budynku stał wóz mojego taty. Musiał nie spać. Wszedł do budynku. Pobiegłam szybko w stronę cmentarza.Znalazłam najkrótszą drogę. Nie mogłam teraz dać się złapać. Ojciec nie rozumie mnie dokładnie. Muszę z własnymi problemami borykać się sama.
Cmentarz stał na obrzeżach miasta. Stałam przed długimi chodami które prowadzą na cmentarz. Były oblodzone ale nie patrzyłam na to. Wchodziłam po nich, trochę się obejrzałam i zauważyłam blondyna, który rozmawiał przez telefon. Poślizgnęłam się i przewróciłam. Nadgarstek przeszywał mnie bólem. Wstałam i weszłam na teren cmentarza rozmasowując sobie bolące miejsce. Stanęłam naprzeciw nagrobka rodziców. Zrobiłam znak krzyża i zaczęłam się modlić. Zamknęłam powieki. Cmentarz był zawsze otwarty i w dzień i w nocy. Tutaj nikt by nic nie ukradł. Jest to dość zabytkowy cmentarz.
Teraz nie było mi jakoś dobrze na duchu. Dowiedziałam się że mam jeszcze przyszywanego brata. Znalazłam jego pamiętnik i dodatkowa mieszkam w jego pokoju, normalnie cudnie. Nie myślałam nigdy że tata ściga własnego syna, lecz teraz wiem dokładnie o co chodzi. Tyle że nie znam w ogóle ich syna.Jaki on jest ? Dlaczego zszedł na złą drogę ? My i tak już nigdy nie spotkamy się twarzą w twarz. Trudno było by nam nawet porozmawiać. Nie powinnam o tym rozmyślać. Jestem zwykłą dziewczyną, która już nigdy nie będzie miała styczności z przestępcami. Będę musiała zgrywać zawszę grzeczną i bardzo miłą dziewczynkę, która zawsze robi to co musi. Nikt mnie nie zrozumie nigdy. Rodzice myślą że wszystko o mnie wiedzą, ale ja wiele skrywam wiele.
Moje ciało trzęsło się z zimna. Nie obchodziło mnie czy będę chora czy zamarznę.To teraz było mało ważne. Siedziałam na ławce obok nagrobka rodziców.Miałam przymknięte powieki. Na ramionach poczułam czyjąś ciepłą kurtkę. Otworzyłam powieki i spojrzałam w bok. Zauważyłam mężczyznę w loczkach , który świdrował mnie oczami. Uśmiechnął się delikatnie do mnie. Nawet go nie znałam.
-Rebecca, tak ?
-Przepraszam, my się chyba nie znamy.-powiedziałam. Uśmiechnął się w moją stronę.Wpatrywałam się w niego. Nie rozumiałam skąd on może mnie znać.-A raczej ja cię nie znam, bo nie mam pojęcia skąd ty możesz mnie znać.
-To nie ma znaczenia skąd cie znam. Co ty tu robisz ? Nie powinnaś tu być, tylko w szpitalu wypoczywać.-mówił.Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie znałam nawet jego imienia, a on zna już moje.-Słyszałem że miałaś wypadek.
-Można tak powiedzieć. Ale skąd ty to wiesz ?-pytałam. Widać było że nie chciał mi odpowiadać.-Dobra nie ważne.A przyszłam tu dlatego, że nie lubię szpitali. Tutaj czuje się lepiej. A ty co tu robisz ?
-Sam nie wiem.Przyszedłem bo zachciało mi się, ale nie wiedziałem że spotkam ciebie.-uśmiechnął się delikatnie. Popatrzałam się w jego oczy które skrywały tajemnice. On teraz udawał miłego, a w rzeczywistości jaki jest ? Popatrzałam na jego kurtkę którą miałam na sobie.-Zobaczyłem jak się trzęsiesz, to pomyślałem, że ci dam. Na pewno twój ojciec by się wkurzył jakbyś zachorowała. A właśnie jak tam u niego?
-U niego? Dobrze, mam taką nadzieje.
-Nie był zmartwiony, że leżysz w szpitalu?-zapytał.Czegoś tu nie rozumiem. Dlaczego on się pyta o tatę i o mnie? Czy on chce coś osiągnąć ? Czy oni się znają ? Nie mam najmniejszego pojęcia co do tego. Uchwyciłam się za tył głowy i zmarszczyłam czoło. Moją głowę co chwile przeszywał ból.
-Był,ale...Czy wy się znacie?
-Tak jakby.-powiedział-Powiedz mi czy poznałabyś kogoś kto cie zaatakował ?-zapytał. Po co mu to wiedzieć? I tak gorzej nie mogło być. On się tu nie zjawi i nie zacznie ze mną rozmawiać lub co gorsza grozić że mnie zabije. Wole powiedzieć że nie poznałabym bo była by jeszcze jakaś awantura.
-Nie sądzę. To było jak za mgłą, co mogę pamiętać ?-powiedziałam od niechcenia. Chciałam zgrywać że nic nie wiem. A czy to będzie możliwe przed tatą ? Nie mam pojęcia. Wiedziałam, że on już zaczął swoje poszukiwania bo mu córka zginęła.Westchnęłam.
Patrzałam na nagrobek. Jakoś nie chciałam znaleźć się znowu po uszy w kłopotach. Tylko być jak najdalej od problemów. Dotknęłam swoje policzki, które były rozpalone ja ogień. Będę chora, na pewno.
-Jak ci w ogóle na imię?-zapytałam.
-Mi..-przerwał na chwilę i spojrzał do tyłu. Nie wiedziałam o co chodzi. Jesteśmy przecież sami to po co patrzy do tyłu.-Czekaj coś tu masz.-powiedział. Zbliżał się do mnie, nie wiedziałam o co mu chodzi. Nie obchodziło mnie czy jestem brudna czy coś w tym stylu. Jego dłoń dotknęła mojego policzka, a potem ból w okolicy tętnicy. Chciałam go od siebie odepchnąć ale nie wychodziło mi to ,trzymał mnie mocno. A jego kurtka spadła z moich ramion.
-Co ty robisz ?
-Nic ci nie będzie. Wybacz mi...-powiedział. Usłyszałam czyjeś kroki z tyłu. Wyjął igłę. Co on mi wstrzyknął? Odsunął się ode mnie. Widziałam rękę która podaje mu kurtkę. Założył ją na siebie. Chwyciłam się za głowę. Znowu zaczęło mi się kręcić a ręce powoli traciły siły.
-I po co chciałeś to zrobić ?-spytał znajomy głos.Delikatnie odwróciłam głowę w tył, przytrzymując się ławki. Te oczy, te włosy. To ten chłopak z przed cmentarza. Nie możliwe by to był on. Ale wtedy tak się we mnie wpatrywał.
-Ty jesteś..?-nie dokończyłam. Jakoś nie miałam na to siły. Uśmiechnął się do mnie szeroko. Chciał podać mi rękę ale ktoś go zatrzymał.
-Nie rozumiem cię czasami. Chciałem tylko się przedstawić.-powiedział.
-Taa.-usłyszałam nieznajomy głos. Obok niego stanął brunet w postawionych włosach i ciemniejszej karnacji.Uśmiechał się.-I co powiesz jej? Cześć jestem Niall. Co tam u ciebie?-zaśmiał się.Powiedział to co miał powiedzieć blondyn. Nie znałam ich ale mogli być z Louisem.

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 2

Szłam pomiędzy różnymi budynkami. Zostałam sama ale czułam jakby ktoś mnie śledził. Zmierzałam w jedno, bardzo mi znane miejsce. A mianowicie na cmentarz. Nie był aż tak daleko. Byli tam pochowani moi rodzice. Często tam przebywałam odwiedzając rodziców. Mogłam tam się uspokoić i przemyśleć wszystko. Dotknęłam policzka który dalej piekł. Nie mogę dalej uwierzyć że to zrobił. Gdy dotarłam na miejsce przeszłam jeszcze kawałek do ich nagrobku. Usiadłam na ławeczce obok. Zaczęłam prowadzić krótką rozmowę z rodzicami.Zapaliłam znicze które już jakiś czas temu zgasły. Siedziałam tam jeszcze jakiś czas.
Wstałam powoli otrzepując się z białego puchu który nazbierał się gdy siedziałam. Szłam z stronę wyjścia z cmentarza. Obok mnie przeszła posta w kapturze. Po chwili zorientowałam się że coś mu wypadło. Był już daleko i nie słyszał mojego wołania albo nie chciał słyszeć. Podniosłam z ziemi małą białą kopertę. Z przodu napisane był ładnym pismem Mark Tomlinson. Co on chciał od mojego ojca ? Czy to ten kryminalista którego tak szuka ? Ale z kąt by mógł wiedzieć że znam Marka ?
Może nie powinnam ale ciekawość mnie zżerała od środka aby zobaczyć co jest w środku. Powoli otworzyłam kopertę wyciągając z niej kartkę zgiętą w pół.

Witaj,
Widzę że dniami i nocami dobrze się bawisz ? Ostatnio jak Cię widzę
miewasz się bardzo dobrze. A w szczególności
pośród znajomych, prawda ? 
Nie sądziłem że będziesz się tak lenił.
Lecz ja nie o tym chciałem ci pisać.
Dzisiaj o godzinie pierwszej w nocy będę w jubilerze, będę czekał
na Ciebie 15 minut, a później zrobimy to co
do nas należy. Chcę z tobą o Kimś porozmawiać.
O kimś o kim mi nie powiedziałeś. Nie zrobiłeś mi tego
zaszczytu...
Radze Ci przyjść, inaczej może się komuś coś stać, a sadze
że tego nie chcesz..

Włożyłam pergamin z powrotem do koperty , a potem do kieszeni. O kim mu nie powiedział ? O mnie ?
Tyle pytań kłębiło się w mojej głowie, a na żadne nie znam odpowiedzi. Nie ważne. Zaniosę tę wiadomość do ojca, ale pierw muszę odwiedzić kawiarnię w której pracuje i sprawdzić czy wszystko jest na jutrzejszą uroczystość. Ruszyłam w dalszą drogę. Powoli się ściemniało. Szybko muszę załatwić to co trzeba i wrócę do domu. 
Kawiarnia nie znajdowała się daleko. Już po chwili wchodziłam do środka. Zadzwonił dzwoneczek przyczepiony przy drzwiach obwieszczając że ktoś wchodzi. Dzisiaj miał zmianę Josh. Zdjęłam kurtkę i powiesiłam na wieszaku.  Podeszłam do lady przy której stał mój znajomy.
-Cześć- przywitałam się z nim stając za ladą.
-Siema, przyszłaś z czymś konkretnym ? Nie masz dzisiaj zmiany.
-Przyszłam zobaczyć czy wszystko jest przygotowane na jutro. Wiesz że to jest dla mnie naprawdę ważne.
-Wiem, wiem.
Weszłam na zaplecze. Otworzyłam szafkę z naczyniami. Przeliczyłam wszystko dokładnie. Wszystko musi by idealnie. Jest to spotkanie biznesowe więc bez alkoholu się nie obędzie. Muszę też wziąśc pod uwagę że talerze mogą się stłuc. Zajrzałam też do spiżarki czy wszystko jest nienaruszone. Wszystko się zgadzało.
Wyszłam z zaplecza. Przy jednym ze stolików siedział mój tata ze znajomymi. Dobrze się składa. Nie będę musiała na niego czekać do niewiadomo której godziny.
Podeszłam do jego stolika. Zauważył mnie dopiero gdy położyłam kopertę przed nim. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-To od twojego kryminalisty.
-Spotkałaś się z nim ?!
-Nie. Przypadek.
Odeszłam od nich zbierając kurtkę z wieszaka. Założyłam ją na siebie. Wyszłam z kawiarni żegnając się z Joshem. Szłam teraz prosto do domu. Nie zważając na nic. Było około 20 godziny. Jako że jest już zima było już ciemno. Drogę oświetlał księżyc i latarnie. Mało osób teraz wychodziło z domów. Było jeszcze zimniej niż wcześniej. Śnieg dalej prószył nie ustając i towarzyszył mi prze całą drogę do domu.
Otworzyłam drzwi kluczem gdyż nikogo nie było. Zdjęłam buty i kurtkę powiesiłam na wieszaku.
Weszłam po schodach na górę.  Weszłam do mojego pokoju. Podchodziłam do łóżka ale niestety poślizgnęłam się na mojej bluzce.
-Kurwa ! Powinnam tu posprzątać! -mówiłam do siebie. Wstając zauważyłam że coś jest przyczepione pod łóżkiem. Odczepiłam notes przypominający pamiętnik. Usiadłam na łóżku obracając w dłoniach zeszyt. Otworzyłam na pierwszej stronie. Tym samy pismem co był napisany list od kryminalisty było tu imię i nazwisko właściciela owego pamiętnika. Louis Tomlinson ? Kto to jest ? I dlaczego jego pamiętnik był w tym pokoju. Czy to ktoś z rodziny o kim mi nie powiedzieli ? Pismo ma strasznie podobne do tego które było na liście. Czy ten pokój należał do Louisa ?
Nie powinnam czytać tego pamiętnika. Chociaż pewnie bym znalazła odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Schowałam go to szkatułki którą również tu znalazłam. Przy otwieraniu wydała z siebie melodie.
Położyłam się na łóżku patrząc w sufit. Nie wiadomo kiedy zasnęłam.

Obudziły mnie głośne rozmowy z dołu. Spojrzałam na zegarek. Było po 24 godzinie. Zwlekłam się z łóżka i weszłam do łazienki. Przyprowadziłam się jakoś do porządku i zeszłam na dół. Tak jak się spodziewałam w salonie siedział mój ojciec z kolegami z pracy.
-Obudziliśmy cię ? Przepraszam.
-Nic się nie stało. Nie spałam.-skłamałam.
Uśmiechnął się lekko do mnie i wrócił do rozmowy. Korzystając z tego że jest zajęty ubrałam się i wyszłam z domu. Nie pozwolił by mi wyjść o tej porze.Nawet jeżeli jestem pełnoletnia. Nie mam co robić o tej porze ale bym nie zasnęła bo znając życie będą tam jeszcze jakiś czas hałasować. Szłam przez puste uliczki miasta przyglądając się oświetlonym wystawą. Coś mi dalej nie dawało spokoju. O czymś zapomniałam, ale nie mam pojęcia o czym.
Przechodziłam właśnie obok jubilera. Chwila ! Przecież mieli tu być o pierwszej w nocy !
Nie mogłam nic więcej zrobić bo usłyszałam wybuch a po chwili wylądowałam pod drzewem. Poczułam ostry ból na głowie. Przetarłam ręką skroń. Spojrzałam na dłoń. Była na niej krew. Cholera. Przecież wiedziałam że tu będą.
Zaczęło mi się kręci w głowie. Siedziałam z głową w dół. Słyszałam alarm z jubilera. Podbiegła do mnie jakaś postać. Widziałam tylko jego buty. Usłyszałam załadowanie broni. Ten ktoś chce mnie zabić ? Co sie dziwić, jest kryminalistą.
-Kim jesteś, i czego chcesz ?! -Nie odpowiedziałam. Nie miałam zamiaru. Niech robi co chce. Zauważyłam drugą parę czarnych butów.
-Zostaw ją.-usłyszałam zimny ton głosu. Chce mnie ratować ? Nie podnosiłam głowy. Dalej wzrok miałam wbity w buty przestępców.
-Chcesz ją zostawić? Ty chyba oszalałeś !-fuknął jeden z nich-Ona widziała co zrobiliśmy.
-I tak nic nie powie, Prawda ?-zwrócił się do mnie ale nie odpowiedziałam. Usłyszałam wycie syren policyjnych.-Idziemy !-Odeszli ode mnie i wsiedli do jakiegoś samochodu . Nie wiem dlaczego mi się to teraz przydarzyło ! Wstałam i uderzyłam pięścią o korę drzewa. Krzyknęłam głośno. Czułam jak rana mi pulsuje. Bolało strasznie. Wszystko mi pomału wirowało. Opierałam się plecami o drzewo i przymknęłam oczy.
-Rebecca !-usłyszałam głos znajomego detektywa. Otworzyłam oczy i uniosłam głowę. -Matko kochana-Złapałam się za skroń z której dalej ciekła krew.
Przyjaciel mojego ojca dzwonił gdzieś. Okazało się że na pogotowie. Zanim przyjechali , zjawił się mój ojciec. No pięknie.
-Co ty sobie wyobrażasz ?!-ojciec chwycił mnie za ramiona i lekko potrząsnął. Ale to wystarczyło aby silne bóle powróciły- Wychodzisz tak późno z domu i jeszcze zostajesz ranna przez jakiegoś pieprzonego kryminalistę ! Nie masz prawa wychodzi z domu tak późno !
-Dlaczego chcesz mi tak bardzo rozkazywać ?! Mam już dziewiętnaście lat, a ty mnie trzymasz jak w niewoli. Wszystko robisz co chcesz ! Wiesz co ? Czasem myślę że ten twój "kryminalista" jest kimś bliskim dla ciebie , a ja o niczym nie wiem !-łzy cisnęły mi się do oczu ale je opanowałam. Inni byli zajęci swoimi sprawami. Sprawdzali wszystko, przesłuchiwali innych świadków i badali miejsce które zostało zniszczone- Nigdy nie pokazałam ci jaka tak naprawdę jestem ! I nie będziesz wiedział ! Nie ma takiego mężczyzny który by ze mnie to wyciągnął ! I nie lubię jak mi rozkazujesz ! Jestem dość dorosła i mogę za siebie odpowiadać ! Więc daj mi spokój !
-Nie. Dopóki mieszkasz z nami mogę robić co chce !
-Dobra! Ale się wyprowadzę i będzie po sprawię!
-Niby gdzie ?
-Mam pracę, więc wystarczy mi na ..-zaczęło mi się strasznie kręcić w głowie i widziałam tylko czrne plamki przed oczami.


Obudziłam się w jakimś pomieszczeniu. Widziałam czyjś cień za mną. Do pomieszczenia jeszcze ktoś wszedł. Zamknęłam oczy i udawałam że śpię.
-Mark i co z nią ?-a więc są tu moi rodzice.
-Lepiej, na szczęście nic poważnego jej nie zrobił.
-To dobrze.
Udawałam że się właśnie budzę. Odwróciłam się w stronę rodziców.
-Nic mi nie jest.
-Rebecca.. To moja wina. Gdyby nie ja to..
-Nie tato to nie twoja wina. Nie obwiniaj się.
Nie odezwał się.
-Która godzina ?
-10:23.
-Musze iść do pracy .
-Nie, odpoczywaj.
-Musze iść. To dla mnie ważny dzień.
-Dobrze.
Wstałam powoli z łóżka. Miałam opatrzone rany.Wyszłam z pomieszczenia i szłam do swojego pokoju. Dalej bolała mnie głowa. Wzięłam ciuchy na przebranie i poszłam do łazienki. Zrobiłam wszystkie poranne czynności i ubrałam się w przygotowane ciuchy. Utrudniał mi to ból głowy.  Wczoraj ten mężczyzna darował mi życie. Ale dlaczego ?
Przyjęcie jest o 15 a muszę tam by szybciej żeby wszystko przygotować. Założyłam buty i zeszłam na dół.
Przygotowałam sobie szybko kanapki.Usiadłam przy stole i powoli je jadłam. Do pomieszczenia weszła mama.
-Jak się czujesz ?
-Dobrze.
-Wiesz że jak nie chcesz to nie musisz tam iść. Wcale nie musisz pracować. A jak chcesz to...
-Nie ma takiej potrzeby-uśmiechnęłam się do niej.
-Jesteś pewna ?
-Tak.
Wstałam od stołu zasuwając za sobą krzesło. Jay cały czas mi się przyglądała.
-Ja będę już szła. Pa !
-Pa, skarbie ! Uważaj na siebie.



Byłam obok kawiarni. Weszłam bez problemu do środka. Otwarte ? Dziwne. Josh nigdy nie zapomina zamknąć za sobą drzwi.
Zdjęłam powoli kurtkę rozglądając się.
-Josh ? Jest tu ktoś ?- nikt mi nie odpowiedział. Rozejrzałam się. Nic nie zniknęło. W kasie też wszystko jest. Może po prostu zapomniał zamknąć. Teraz nie mogę się tym przejmować. Muszę przygotować wszystko. Stoły były już połączone. Najwyraźniej  Josh chciał mi pomóc. Wyjęłam z szafki przygotowane białe obrusy i starannie je rozłożyłam na stołach. Porozkładałam wszędzie różne dekoracje.
Całe jedzenie było gotowe, zrobione wcześniej przez kucharzy. Zaczęłam rozkładać talerze i sztućce.
Na koniec zajęłam się całą resztą.
Gdy wszystko było gotowe była godzina 14:30. Miałam jeszcze pół godziny. Usłyszałam dzwoneczek oznajmiający że ktoś wszedł. Odwróciłam się w tamtą stronę. Mark.
-I jak ?
-Wszystko jest już gotowe.
-Widziałaś tego przestępce ?
-Nie-weszłam za ladę-Mam pytanie.
-Wal śmiało.
-Ty masz jakąś tajemnicę , prawda ? Chodzi o to czy masz syna ?
-Syna ? Chciało by się. Nie mam i nigdy nie będę miał. Skąd ci to przyszło do głowy ?
-Nie ważne. Nie było pytania. Idź już.-wyganiałam go. Odchodził .
-Jakbyś widziała kogoś podejrzanego to dzwoń.
-Jasne.-Pomachałam mu. Ukucnęłam i chciałam sięgnąć po coś co było pod ladą. Dotknęłam czegoś, ale to było miękkie i ciepłe. Niemożliwe. Dlatego było otwarte. On cały czas tu siedział. Zauważyłam broń. Wzięłam ręce i wstałam. Wpatrywałam się w plecy Marka. I co mam zrobić ? Powiadomić go czy raczej nie?-Tato.-poczułam mocny ból na kostce. Wygięłam usta w grymasie.
-Co się stało ?-ściskał coraz mocniej. Mogłam go wydać ale wtedy by mnie zabił. A to nie było by miłe. Nie mogłam wyrwa nogi . Bolało jak diabli.
-Nie. Chce ci powiedzieć że wrócę dzisiaj później do domu.-Mark uśmiechnął się do mnie miło.
-Uważaj na siebie.-ostatnie co powiedział i wyszedł. Świetnie , zostałam sam na sam z mordercą. Tylko co teraz mam zrobić ? On dalej trzyma mnie za nogę.
-Odwróć się.-wydał mi polecenie. A ja powoli odwróciłam się w tył. Położyłam ręce na drugiej ladzie. Westchnęłam. To będzie mój koniec. Mężczyzna wyszedł z pod lady i stał centralnie za mną wymierzając mi bronią w głowę. Chciałam lekko odwrócić głowę żeby zobaczyć jego twarz ale przerwał mi to jego głos.-Radze ci tego nie robić. Inaczej możesz zginać a sadze że tego nie chcesz.-Miał rację, chciałam żyć, ale czy warto ? Sama nie wiem. Wydarzenie z przeszłości powtarzają się. Nie chcę cierpieć jak kiedyś. Poczułam jak bronią zjeżdża coraz niżej. Zaczepił o wisiorek. Chwyciłam za niego aby mi go nie zabrał.
-Tego ci nie dam.
-Puść-Nie robiłam tego. Nie chciałam aby go zabrał. To była cenna pamiątka po rodzicach. Lekko szarpnął. Wiedziałam że w końcu nie będzie czekał aż ulegnę. Kryminaliści często są niecierpliwi. Chcą aby na ich wyszło. Ze mną tak nie jest. Nie potrafię ulegać. Jestem stanowcza i pewna tego co się stanie.
Impulsy bólu w karku przeszły po moim całym ciele. Uderzył mnie bronią w kark. Powieki mi się przymykały. Wpadłam w silne ramiona, a naszyjnik został zerwany. Czułam jak mnie kładzie na zimnej podłodze, ale robił to delikatnie. Lekko otworzyłam oczy. Ujrzałam jego twarz lecz nic nie zrobił.
-Coś ty zrobił ?
-Nic.-powiedział. A potem głucha cisza i ciemność. Nie widziałam już niczego. Byłam sama w swoim opustoszonym świecie. Tutaj nikogo  nie było tylko ja i moje myśli i zdarzenia ze snów. To były moje myśli skrywane w głębi serca. Nie pokazałabym ich nikomu. Wszystko robię sama i tak zawsze zostanie. Nikt mi nie pomoże.


piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 1

Mroźna zima na początku styczna. Siedzę przy oknie i oglądam dzieci bawiące się z rodzicami. Było  bardzo zimno chodź słońce wychodziła zza chmur to wiał chłodny wiatr. Mróz, jak i pruszący śnieg przyprawiały ludzi o dreszcze. Nie było ani chwili wytchnienia od nadmiaru puszystego puchu.
Przyłożyłam dłoń do szyby gdzie malowały się od zimna przeróżne wzory. Wyglądało to wspaniale, każdy wyglądał inaczej. Wszystko było takie różne tej zimy. Dzieci bawiły się na polanie gdzie był zamarznięty staw. Nie było to daleko ale mój kochany tata nie chciałby, aby mi się coś stało. Każe mi siedzieć w domu, czego nie znosiłam. Kocham go, nie przeszkadza mi że jest przyszywany. Nie potrafiłabym się teraz go wyrzec. Słucham się go, ale czasem doprowadza mnie do szaleństwa przez te jego prace. Ona jest dla  iego ważna. Nic więcej. Chociaż ja z mamą też jesteśmy ważne.
Popatrzyłam na wnętrze pokoju. Nic w nim nie zmieniałam. Ściany fioletowo-szare, sufit biały. Obok okna duże dwu osobowe łóżko ze srebrem i czernią. Pościel koloru kruka. W drugim koncie pokoju stały dwa czarne fotele i szklany stolik. Jedna duża szafa, biurko z potrzebnymi przyborami a nad nim szafka z książkami. Były też dwie pary drzwi. Jedne prowadziły do łazienki a drugie na korytarz. Miałam do tego zgaszone światło. Wszystko wyglądało jakbym siedziała tylko w mroku. To był mój świat. Tu mogła o wszystkim myśleć inaczej.
Czułam jakby z tym pomieszczeniem łączyła mnie jakaś więź. Ten mrok był dla mnie czymś wspaniałym. Tutaj czułam się błogo i mogłam przesiadywać tu całą wieczność.
Przeniosłam z powrotem wzrok na staw i dzieci. Podciągnęłam do siebie nogi i patrzyłam jak rodzice ze swoimi maluchami lepią bałwany. W tym wieku przeżyłam wiele. Straciłam rodziców, byłam wyśmiewana przez dzieci w sierocińcu, nie chciały się ze mną bawić. Miałam już wtedy swoje zajęcia. Nauczyłam się czytać i pisać. Opiekunkom nigdy się nie podobało że jestem sama i nie mam nikogo. Nie robiłam z tego wielkiego problemu. Każdy przecież w swoim życiu ma gorsze wspomnienia. Ja mam ich naprawde wiele. Teraz wszystko się zmieniło. Nie będzie tak jak kiedyś. Będe tego unikała. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Nie zmieniłam się jeszcze tak całkowicie. Mam w sobie jeszcze taką mroczną stronę mnie.
Moje dawne cele których nie zrealizuje? Dlaczego ? Nie potrafiła bym.
One były i nadal są moją mroczną stroną.Nikt o tym nie wie. Nawet najbliżsi.  Nie mogli się dowiedzieć. Od razu wysłali by mnie do psychiatryka albo do jakieś izolatki.
Zabić się, albo zabijać inne osoby.  Kto w takim młodym wieku myślałby o takich rzeczach. A miałam wtedy zaledwie 6 lat. Żadne dziecko o takich motywach by nie myślało, zabić wszystkich, stać cała we krwi i śmiać się jak idiotka. Nocami śniło mi się jak zabijam innych i jak zabijają mnie. Na szczęście te sny już minęły.
Lecz sny a myśli to co innego ! W myślach dalej pojawiały się te sceny.
Czasem chce się zabić. Często się cięłam i dalej to robię nawet jeśli mam kochającą mnie rodzinę. Nawet jeżeli jest przyszywana.
Podwinęłam rękawy i spojrzałam na moje nadgarstki. Były na nich blizny po głębokich cięciach. Często lądowałam w szpitalu. Potem słuchałam kazań od ojca.
Zacisnęłam dłonie i oparłam głowę o ścianę. Usłyszałam pukanie.
-Proszę.-powiedziałam cicho ale tak aby dało się usłyszeć. Do pomieszczenia wpadło światło a ja gwałtownie zakryłam oczy.  Gdy przyzwyczaiłam się do światła zobaczyłam dobrze zbudowanego mężczyznę w drzwiach. Miał na sobie granatową koszule i  ciemne jeansy. Po prawej stronie miał przyczepioną kaburę z pistoletem co oznaczało że jest policjantem. Szukał kryminalistów , a za jednym najbardziej, nawet nie wiem czemu.
-Znowu po ciemku siedzisz ?- spytał i próbował zapalić światło lecz nie działało- Czemu nie mówisz że światła nie masz ?- Nie chciałam mu mówić bo dobrze mi się tak siedziało przez te parę dni. Wyszedł na chwilę a po chwili wrócił z nową żarówką. Szybko ją wymienił i zapalił światło. Przymknęłam lekko powieki ale po chwili z powrotem je otworzyłam. Przeniosłam na niego wzrok.
-Po co przyszyłeś ? Stało się coś ?
-Tak, stało się. Nie wychodzisz z tond od czterech godzin. Będziesz tak długo siedziała w tym ciemnym pokoju ?-nie odpowiedziałam. On podszedł do mnie a ja usiadłam przodem do niego.
-Becky-mówił-Najwyższy czas ten pokój przemalować. On nie pasuje do ciebie. Weźmy na przykład czerwony albo zielony.
-Nie.-odwróciłam się od niego.-Wiem że się troszczysz. Ale ten kolor mi się podoba i chcę aby został. Nie chcę innego.-czułam na sobie jego przeszywający wzrok.
-Ale..
-Tato, proszę cie.-powiedziałam słodko. Westchnął. Zawsze to na niego działało. Uwielbiał mnie za to, nie wiem czemu.
-Niech ci będzie. Choć mi ten kolor nie odpowiada.  Ma całe dwadzieścia dwa lata.-uśmiechnęłam się delikatnie.-Tak przy okazji wychodzę. Nie wychodź z domu , bo wiesz..
-...Jak by ci coś się stało to nie wybaczył bym sobie.-dokończyłam za niego. Zawsze to mówił gdy wychodził. Był za bardzo opiekuńczy.Wstałam, stałam przed nim.
-Właśnie.-Przytulił mnie do siebie. Odwzajemniłam uścisk. Dawno mnie nie ściskał. Nie miał czasu. Cały czas praca, praca i praca. Oderwał się ode mnie.-Je będe szedł. Mama już jest w pracy. Uważaj na siebie.-odchodził. Słyszałam zamykające się drzwi. Usiadłam na łóżku.
Westchnęłam.
Powinnam wyjść na dwór, przewietrzyć się przed jutrzejszym dniem. Ostatnio znalazłam prace bo nie chciałam być ciężarem dla rodziców chociaż bardzo dużo zarabiali. Ojciec był policjantem a mama biznesmenką. Jutro w pracy mam przygotować przyjęcie. Nie rozumiem dlaczego mnie wybrali do tego zadania, nawet nie mam doświadczenia. Chcą zobaczyć jak mi pójdzie ? Postaram się jak mogę.
Dotknęłam dekoltu , gdzie poczułam zimny metal w kształcie serduszka a na środku miało mały zameczek na klucz. Kluczyk trzymałam w sporej pozytywce, którą miałam na biurku zamkniętą.
Często grała gdy się ją otwierało. Melodia z niej była smutna, pełna nienawiści i tęsknoty. Często jej słuchałam. Też znalazłam ją ukrytą w szafie, tata zawsze mówił że mam ją wyrzucić, a ja co na to ? Nie potrafiłam, dla mnie była to piękna melodia. On zawsze mówił że co znajdę w tym pokoju mam wyrzucić.Lecz tego nie robiłam. Podobały mi się te rzeczy.
Wyszłam z pokoju gasząc światło i zamykając drzwi. Odchodziłam do wyjścia. Wszędzie było ciemno. Rodziców nie było. Byli w pracy.
Ubrałam buty i kurtkę z kapturem. Zapięłam się ubierając rękawiczki. Mały spacer dobrze mi zrobi, wytrzeźwieję od złych myśli.
Wyszłam zamykając drzwi na klucz. Ten dom był ogromny. Trochę się dziwię że tutaj mieszkam.
Chodź tyle lat tutaj spędziłam to jeszcze nie mogę uwierzyć, że mieszkam z taką bogatą i pewną siebie rodzinie. Jak na razie karzą mi iść na studia ale w końcu będe musiała ich opuścić i iść swoją drogą. Wybrać też będę ją musiała. Kroczyłam przed siebie po śniegu który dalej sypał z granatowego nieba. Ludzie na przystanku ogrzewali się ocierając o siebie dłonie. Gdyby się do kogoś przytulić to od razu jest cieplej , ale cóż nie miałam nikogo. Nic dziwnego, do czego była by komuś ponura i myśląca jedynie o mordowaniu? Do niczego. Miałam ciemną stronę to prawda. Najbliższa przyjaciółka nic o tym nie wiedziała. Moje serce jeszcze wiele skrywa.
Przystanęłam na chwilę przy sklepie z bronią. Jednak jestem chora, powinnam iść do lekarza. Interesuję się bronią o czym ludzie nie wiedzą.
Patrzałam na broń na wystawie aż ktoś się na mnie zwiesił i śmieje mi się do ucha. Kobiecy głos brzmiał mi do ucha. Spojrzałam lekko na kobietę, rudowłosa zawsze to robiła.Jej oczy obserwowały szybę gdzie się odbijaliśmy i gdzie była nowa dostawa.
-Eee..-wyjąkała.W sklepie widziałam jakiegoś mężczyznę który najwyraźniej kupował broń.-A myślałam że jakaś dostawa ubrań. Czemu patrzysz na starą i nic nie wartą broń?
Westchnęłam.
-Jenifer-powiedziałam-Ta stara broń przestrzeliła by ci główkę na wylot.-Ona popatrzała na mnie i zmarszczyła czoło.
-Ta-zaśmiała się-To rupiecie by nie wystrzeliło !-powiedziała jeszcze głośniej. Ona nie rozumie tego że jeszcze działają. Jedne są na proch inne na metalowe kule. Wtedy to by się roztrzaskało głowy.-Becky , rusz się !- ciągnęła mnie w stronę wielkiej reklamy nowej dostawy ciuchów.  Ostatni raz rzuciłam spojrzenie na pistolety. Szłam za Jeny obserwując czubki moich butów oblepionych śniegiem.
-Becky ?-zatrzymała się przede mną-Twój tata pozwolił ci wyjść ?
-Co ?-zapytałam.
-Zawsze ci mówi żebyś zostawała w domu. Nie chce aby coś ci się stało. Nadal go szuka ?
-Szuka, szuka i nie może się doszukać.- Uśmiechnęłam się i puściłam jej oczko ciągnąc ją za sobą.
-Idziesz do mnie na imprez ?-spytała.
-Chciałabym ale..
-Nawet nie mów że nie przyjdziesz !-fuknęła.
-Mówię ci ,że chciałabym przyjść, ale jutro akurat przygotowuje bankiet dla szanowanych ludzi. Musisz to zrozumieć ! Nie chce aby poszło coś źle. Dlatego wybacz mi, kiedy indziej się pojawię.
-Obiecaj.
-Obiecuję.-przyrzekłam jej- A nawiązując do mojego taty, to on nie mógł by przyjść do twojego taty jak sobie marzyłaś. Nie przyszedłby nawet gdybym go zmusiła. Wiesz ona ma w głowie tylko złapanie kryminalisty. Dla niego to najważniejsze. Z pracy przynosi prace do domu. Nie odpoczywa w ogóle.-mówiłam.Nagle ona się zatrzymała.Popatrzyłam na nią.Westchnęła. Patrzała na wielki monitor gdzie widniała reklama najlepszych strojów zimowych. Tym razem ja westchnęłam. Mnie to tak bardzo nie kręci, a ona była szalona za tym. Oparłam się o ścianę budynku pewnego sklepu i patrzałam na nią.
Przymknęłam powieki. Na wardze poczułam płatek śniegu który się roztopił.
-Patrzcie kogo ja widzę.-usłyszałam kpiący głos. Spojrzałam w bok. Moim oczom ukazała się brunetka Właśnie ta mnie nie lubiła, nawet nie wiem czemu.Victoria znienawidziła mnie zaraz po tym kiedy pierwszy raz spotkałyśmy się w szkole. Nigdy się nią jakoś nie przejęłam. Zignorowałam ją. Szarpnęła mnie za ramię i nogą uderzyła w szczękę. Upadłam. Poczułam w ustach metaliczny smak krwi. Plunęłam, szkarłat zmieszany ze śliną pojawił się na śniegu.
Wstałam, a w moich oczach niczego nie można było odczytać. Były puste, żadnych uczuć. Odwróciłam się do niej. Uchyliłam się i odsunęłam do tyłu. Nie chciałam znowu dostać.
-Czego chcesz ?
Nie odpowiedziała tylko znowu mnie zaatakowała a ja nic nie zrobiłam. Unikałam i oddalałam się do tyłu. Ona dalej machała swoimi ostrymi łapami. Wpadłam na kogoś. Przeprosiłam przelotnie mężczyznę, nie widziałam jego twarzy. W końcu postanowiłam jej oddać. Zacisnęłam dłoń w pięść. Ona najwidoczniej nie spodziewała się z mojej strony żadnego ataku. Uderzyłam ją z całej siły pięścią w twarz. Upadła na lud i uderzyła się w tył głowy.
Wytarłam sobie krew która płynęła mi z koniuszka ust. Jak raz zaatakuje to solidnie. A teraz to co ? Dawno nikogo nie uderzyłam. Nie miałam okazji od paru miesięcy.
-Rebecca-usłyszałam za sobą srogi głos. Spojrzałam się za siebie. Za mną stał mój tata z przyjacielem. Mieli tutaj obchód albo wiedzieli że przestępca może się tu kryć.- Co ty znowu wyprawiasz !-fuknął.
-Znowu ?-zaczęłam-No przepraszam ! Przychodzisz zawsze w połowie, a potem mówisz że to ja zaczęłam! Zawsze tak jest ! To , że jesteś po stronie prawa nic nie znaczy ! Wszystkich rozumów nie zjadłeś.-powiedziałam. Czasami z tym nie denerwował. Myśli że zawsze ma racje a tak nie jest ! Bronił ją często ale nie miał racji.
-Nie przeginaj .
-Mówię tylko prawdę. Zawsze myślisz że to ja jestem winna ! Tak jak twoi znajomi, zawsze oni mają racje ! A gdy ja powiem prawdę to ty stoisz po ich stronie ! Jesteś samolubny w tych sytuacjach ! Twoi kumple zawsze mają rację ! Oni..-Nie dokończyłam. Poczułam ból na policzku. Dotknęłam się za czerwone, piekące miejsce. Popatrzałam na ciemno włosego. Wpatrywał się w swoją dłoń, nigdy tego nie robił. A gdy obraziłam jego kumpli to zareagował. Spuściłam lekko głowę i ominęłam go.
-Rebecca czekaj !-Chwycił mnie za ramię. Wyrwałam się, bolało gdy trzymał. Wiedziałam że po takim czymś będe miała siniaki. Nie miał często czucia w tym wszystkim.Słyszałam jeszcze jego wołania ale nie reagowałam.
Pobiegłam w stronę miejsca, gdzie mogła był powspominać inne miłe chwile. On nie powinien mnie tam znaleźć. Nie przychodził tam nigdy i sam nie wie że przesiaduje też w tamtym miejscu godzinami. Wszystko zrobię by zapomnieć o tej sytuacji, ale nie da się. Chciała bym zniknąć z jego wspomnień , odejść stąd. Zrobię to za dwa lata. Nie zadziała na mnie niczyja przemoc psychiczna , za silna jestem.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Prolog

Siedziałam tu tyle lat, gdy miałam 5 lat moi rodzice zgineli w wypadku samochodowym. Zawsze sądziłam inaczej ale kto by słuchał małej , nic nie wiedzącej o życiu dziewczynki. Ponoć jechałam z nimi samochodem ale nic nie pamiętam z tego wypadku. Obudziłam się w szpitalu. Sama. Wtedy moje życie straciło sens. Wiedziałam że nikt nie będzie mnie chciał. Wiedziałam że trafie do sierocińca a z tamtąd na pewno nikt mnie nie wźmie. Zostane tam już aż do pełnoletności. I reszte życia będe samotna. Kto by adoptował tak brzydką i ponurą dziewczynkę z tak mroczną przeszłością ? Do tego mam całe plecy w bliznach które już nigdy nie znikną. Na szczęście zawsze mogę je zakryć bluzką.
Gdy skończyłam 15 lat, do sierocińca przyszła pewna rodzina. Wiedziałam że i tak nie mam co liczyć że opuszczę to miejsce więc bardziej zagłębiłam się w czytanej przeze mnie książce. Po chwili czułam czyjąś obecność nad sobą. Spojrzałam krzywym wzrokiem na osobę która zakłóciła mój spokój. Był to wysoki mężczyzna ubrany w garnitur i spoglądał na mnie z cikawością.
-Słucham ?-spytałam z grzecznośći.
-Lubisz czytać ? -spytał spoglądając to na mnie to na książkę która teraz spoczywała na moich kolanach. Skinełam jedynie głową i wstałam z zamiarem odejścia. Chwycił mnie za rękę zatrzymując mnie. Ponownie na niego spojrzałam. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i spojrzał na mój nadgarstek na którym były blizny po moich próbach samobójstwa. Zmarszczył brwi i przejechał palcem po bliznach.-Czemu to zrobiłaś?
Nie odpowiedziałm jedynie wzruszyłam ramionami. Po chwili podeszła do nas jeszcze kobieta która złapała pod ręke mężczyzne.-Poczekaj tu chwileczkę.-zwrócił się do mnie i odszedł na bok ze swoją, jak mi się wydaje, żonę. Mówił coś do niej i co chwile na mnie zerkali. W końcu kobieta do mnie podeszła.
-Witaj !-uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie-Mam na imię Jay Tomlinson.Masz ochotę opuścić to miejsce z nami ?
Zdiwiłam się i miałam oczy jak spodki. Oni chcieli mnie adoptować ? Niewieże !
-Naprawde ?- kobieta dalej się uśmiechała i skineła głową na "tak".
-Chodź-mężczyzna złapał mnie za rękę i prowadził w stronę gabinetu dyrektori całego sierocińca. Weszliśmy do środka. Gdy dyrektorka mnie zauważyła bardzo się zdziwiła. Nigdy mnie nie lubiła.
-Chcielibyśmy ją adoptować.-powiedział mąż Jay.
-Jesteście pewni ? Ona..
-Jesteśmy pewni w stu procentach ! -powiedziała szczęśliwa kobieta.
-No dobrze. Jeżeli jesteście pewni. Rebecca ! Idź się spakować. Zaraz po ciebię przyjdę.-powiedziała do mnie nawet na mnie nie patrząc. Uśmiechnełam się lekko na myśl o tym że ktoś chce mnie adoptować. Nigdy bym nie pomyślała że to w końcu nastąpi.
Pobiegłam szybko do mojego pokoju. Mieszkałam w nim sama. Nikt nie chciał ze mną go dzielić.
Miałam bardzo mało rzeczy więc pakowanie nie zajeło mi długo. Jeszcze po mnie nie przyszli. Przykucłam przy łóżku i spod niego wyjełam małą szkatółkę. Wziełam ją z mojego starego domu. W środku są moje zdjęcia i zdjęcia moich rodziców oraz wisiorek mojej mamy. Schowałam ją do walizki i czekałam aż ktoś po mnie przyjdzie. I po chwili ktoś wszedł do mojego pokoju.
-Spakowana ? To dobrze. A teraz złaź na dół twoi nowi opiekunowie tam czekają.-powiedział z niesmakiem. Nie odezwałam się w ogule. Zeszłam na dole a oni już tam czekali uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech. Nie odzywam się w ogóle. A chce być dla nich miła w podzięce za zabranie mnie z tąd.
-Gotowa ?-spytał mój nowy "tata".
-Tak.-odezwałam się dopiero drugi raz dzisiaj.
Zabrał ode mnie walizkę i złapał za ręke. Za drugą chwyciła mnie Jay.
-Możesz nam  mówić jak chcesz. Ja jestem Mark a to Jay, ale to już wiesz.-Cały czas się uśmiechają. Są dla mnie tacy mili. Ciekawe czy to chwilowe ? Staneliśmy przed dużym czarnym samochodem. Nigdzy się na nich nie znałam ale jestem pewna że był strasznie drogi. Mark włożył moją walizkę do bagażnika i otworzył mi drzwi . Weszłam ostrożnie tak jakbym bała się że coś zniszczę.
Po chwili ruszyliśmy.
-Eeemm... Dziękuję.
-Oh kochanie nie dziękuj ! To my powinniśmy tobie dziękować !-wykrzyczała radośnie kobieta.
-A tak właściwie to mam na imię Rebecca Anderson.-dopiero mi się przypomniało że się nieprzedstawiłam. No pięknie Becky ! Masz zaliczoną pierwszą wtope !
-Piękne imię ! Masz ochotę jutro pojechać z nami na zakupy ? Kupilibyśmy tobie cokolwiek być chciała .- spytał mnie Mark. No pięknie. Nie chce im sprawiać od początku takich wydadków.
-Nie powinnam..
-No przestań ! Teraz będziesz mieszkać z nami i nie musisz się wstydzić.
-No dobrze.
Po chwili zaparkowaliśmy przed dużym domem. Nie wierze że będe w takim mieszkać ! Niepewnie wyszłam z pojazdu. Ruszyłam z Jay do drzwi. Weszliśmy do środka. Sprawiał jeszcze lepsze wrażenie niż na zewnątrz. Zaprowadziła mnie do mojego nowego pokoju. Otworzyłam drzwi. Pokój był w ciemnych kolorach i już mi się podobał.
-Przepraszam że ściany są takiego koloru ale potem możemy je pomalować i..
-Nie. Jest ładnie. Podoba mi się.-Odwróciłam się do niej uśmiechając się.
-Na pewno ? Jak coś ci się nie podoba to powiedz.
-Dobrze. Ale naprawde mi się podoba.
-Zostawię cię teraz tu i się rozpakuj.-powiedziała gdy Mark przyniósł walizkę. Zamkneli za sobą drzwi. Pokój był bardzo duży. Ściany koloru fioletowego i szarego idealnie pasowoały do mebli. Były też drzwi do łazienki.
Ciekawe czy będe tu szczęśliwa..