poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Prolog

Siedziałam tu tyle lat, gdy miałam 5 lat moi rodzice zgineli w wypadku samochodowym. Zawsze sądziłam inaczej ale kto by słuchał małej , nic nie wiedzącej o życiu dziewczynki. Ponoć jechałam z nimi samochodem ale nic nie pamiętam z tego wypadku. Obudziłam się w szpitalu. Sama. Wtedy moje życie straciło sens. Wiedziałam że nikt nie będzie mnie chciał. Wiedziałam że trafie do sierocińca a z tamtąd na pewno nikt mnie nie wźmie. Zostane tam już aż do pełnoletności. I reszte życia będe samotna. Kto by adoptował tak brzydką i ponurą dziewczynkę z tak mroczną przeszłością ? Do tego mam całe plecy w bliznach które już nigdy nie znikną. Na szczęście zawsze mogę je zakryć bluzką.
Gdy skończyłam 15 lat, do sierocińca przyszła pewna rodzina. Wiedziałam że i tak nie mam co liczyć że opuszczę to miejsce więc bardziej zagłębiłam się w czytanej przeze mnie książce. Po chwili czułam czyjąś obecność nad sobą. Spojrzałam krzywym wzrokiem na osobę która zakłóciła mój spokój. Był to wysoki mężczyzna ubrany w garnitur i spoglądał na mnie z cikawością.
-Słucham ?-spytałam z grzecznośći.
-Lubisz czytać ? -spytał spoglądając to na mnie to na książkę która teraz spoczywała na moich kolanach. Skinełam jedynie głową i wstałam z zamiarem odejścia. Chwycił mnie za rękę zatrzymując mnie. Ponownie na niego spojrzałam. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i spojrzał na mój nadgarstek na którym były blizny po moich próbach samobójstwa. Zmarszczył brwi i przejechał palcem po bliznach.-Czemu to zrobiłaś?
Nie odpowiedziałm jedynie wzruszyłam ramionami. Po chwili podeszła do nas jeszcze kobieta która złapała pod ręke mężczyzne.-Poczekaj tu chwileczkę.-zwrócił się do mnie i odszedł na bok ze swoją, jak mi się wydaje, żonę. Mówił coś do niej i co chwile na mnie zerkali. W końcu kobieta do mnie podeszła.
-Witaj !-uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie-Mam na imię Jay Tomlinson.Masz ochotę opuścić to miejsce z nami ?
Zdiwiłam się i miałam oczy jak spodki. Oni chcieli mnie adoptować ? Niewieże !
-Naprawde ?- kobieta dalej się uśmiechała i skineła głową na "tak".
-Chodź-mężczyzna złapał mnie za rękę i prowadził w stronę gabinetu dyrektori całego sierocińca. Weszliśmy do środka. Gdy dyrektorka mnie zauważyła bardzo się zdziwiła. Nigdy mnie nie lubiła.
-Chcielibyśmy ją adoptować.-powiedział mąż Jay.
-Jesteście pewni ? Ona..
-Jesteśmy pewni w stu procentach ! -powiedziała szczęśliwa kobieta.
-No dobrze. Jeżeli jesteście pewni. Rebecca ! Idź się spakować. Zaraz po ciebię przyjdę.-powiedziała do mnie nawet na mnie nie patrząc. Uśmiechnełam się lekko na myśl o tym że ktoś chce mnie adoptować. Nigdy bym nie pomyślała że to w końcu nastąpi.
Pobiegłam szybko do mojego pokoju. Mieszkałam w nim sama. Nikt nie chciał ze mną go dzielić.
Miałam bardzo mało rzeczy więc pakowanie nie zajeło mi długo. Jeszcze po mnie nie przyszli. Przykucłam przy łóżku i spod niego wyjełam małą szkatółkę. Wziełam ją z mojego starego domu. W środku są moje zdjęcia i zdjęcia moich rodziców oraz wisiorek mojej mamy. Schowałam ją do walizki i czekałam aż ktoś po mnie przyjdzie. I po chwili ktoś wszedł do mojego pokoju.
-Spakowana ? To dobrze. A teraz złaź na dół twoi nowi opiekunowie tam czekają.-powiedział z niesmakiem. Nie odezwałam się w ogule. Zeszłam na dole a oni już tam czekali uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech. Nie odzywam się w ogóle. A chce być dla nich miła w podzięce za zabranie mnie z tąd.
-Gotowa ?-spytał mój nowy "tata".
-Tak.-odezwałam się dopiero drugi raz dzisiaj.
Zabrał ode mnie walizkę i złapał za ręke. Za drugą chwyciła mnie Jay.
-Możesz nam  mówić jak chcesz. Ja jestem Mark a to Jay, ale to już wiesz.-Cały czas się uśmiechają. Są dla mnie tacy mili. Ciekawe czy to chwilowe ? Staneliśmy przed dużym czarnym samochodem. Nigdzy się na nich nie znałam ale jestem pewna że był strasznie drogi. Mark włożył moją walizkę do bagażnika i otworzył mi drzwi . Weszłam ostrożnie tak jakbym bała się że coś zniszczę.
Po chwili ruszyliśmy.
-Eeemm... Dziękuję.
-Oh kochanie nie dziękuj ! To my powinniśmy tobie dziękować !-wykrzyczała radośnie kobieta.
-A tak właściwie to mam na imię Rebecca Anderson.-dopiero mi się przypomniało że się nieprzedstawiłam. No pięknie Becky ! Masz zaliczoną pierwszą wtope !
-Piękne imię ! Masz ochotę jutro pojechać z nami na zakupy ? Kupilibyśmy tobie cokolwiek być chciała .- spytał mnie Mark. No pięknie. Nie chce im sprawiać od początku takich wydadków.
-Nie powinnam..
-No przestań ! Teraz będziesz mieszkać z nami i nie musisz się wstydzić.
-No dobrze.
Po chwili zaparkowaliśmy przed dużym domem. Nie wierze że będe w takim mieszkać ! Niepewnie wyszłam z pojazdu. Ruszyłam z Jay do drzwi. Weszliśmy do środka. Sprawiał jeszcze lepsze wrażenie niż na zewnątrz. Zaprowadziła mnie do mojego nowego pokoju. Otworzyłam drzwi. Pokój był w ciemnych kolorach i już mi się podobał.
-Przepraszam że ściany są takiego koloru ale potem możemy je pomalować i..
-Nie. Jest ładnie. Podoba mi się.-Odwróciłam się do niej uśmiechając się.
-Na pewno ? Jak coś ci się nie podoba to powiedz.
-Dobrze. Ale naprawde mi się podoba.
-Zostawię cię teraz tu i się rozpakuj.-powiedziała gdy Mark przyniósł walizkę. Zamkneli za sobą drzwi. Pokój był bardzo duży. Ściany koloru fioletowego i szarego idealnie pasowoały do mebli. Były też drzwi do łazienki.
Ciekawe czy będe tu szczęśliwa..

4 komentarze: