Witam wszystkich ! Wakacje sie zaczynają i każdy ma plany , ja także więc nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział ;/ Mam nadzieję że przez wakacje będę miała jakiś dostęp do laptopa i w końcu uda mi sie coś napisać. W sumie rozdział jest już zaczęty ale to dopiero kawałek ;/ I ogólnie przepraszam was za to że nie pojawiło się nic przez ten czas ale , sami wiecie jak to jest na koniec szkoły, musiałam wszystko poprawiać ;/ Mam nadzieję że uda mi się napisać coś w te wakacje ale nic nie obiecuje :) Życzę miłych i szczęśliwych wakacji i jeszcze raz bardzo was przepraszam :*
piątek, 27 czerwca 2014
poniedziałek, 5 maja 2014
Rozdział 7
Kroczyłam przed siebie nie patrząc na nikogo. Wiedziałam co mnie może spotkać, gdy wejdę na komendę. Nic miłego. Wszyscy z Jego wydziału by się na mnie patrzyli bo wyszłam żywa z tego teatru. Mam nadzieję, że o to będzie mój tata pytał. Nie chce słyszeć innych pytań. Choć te pytania także mnie zdołują z pewnością. Nie wiedziałam co mnie trapi, ale chciałam wiedzieć dokładnie po co chce mnie widzieć. Widziałam jego zdziwienie, gdy Louis chciał mnie o telefonu. Nie zapomniane zdarzenie. Nigdy go takie nie widziałam.
Patrzałam na pokonywaną drogę. Oby nikogo nie spotkać, inaczej po prostu będę zmieszana. Wiele osób mnie widziało w tamtym miejscu, a policja na pewno mnie także podejrzewa. Nie wiem czemu, ale nie interesuję się tym za bardzo. Ludzie nie muszą wiedzieć, że wiem kim jest przestępca dla mnie. Tym bardziej że Louis jest moim bratem, ale jego pocałunek był zbyt namiętny. Będę na pewno to długo pamiętać. Dlaczego to zrobił? Nie mam pojęcia. Choć słyszałam coś na temat zakładu, może właśnie to był powód. Nie pocałował by mnie od tak.
Uśmiechnęłam się do siebie widząc duży budynek posterunku policji. Nie chciałam tam iść, a w dodatku muszę wejść na trzecie piętro. Ech.. Wydział z trzeciego piętra mnie przytłacza. Wszyscy są tam młodzi i przystojni. No prócz mojego ojca, nawet nie wiem czemu jest w tamtym wydziale. Wracając do nich to są ode mnie niewiele starsi i są przystojni ale nie w moim stylu. Chyba jestem do niczego i źle wybieram chłopaków. Tak ze mną jest. Miałam kilku, ale żaden nie był "tym".
Ruszyłam przez korytarz i wkroczyłam do windy. Nacisnęłam okrągły guzik z numerem trzy. Ruszyłam do góry. Oddech lekko mi przyśpieszył.
Przede mną otworzyły się metalowe drzwi. Ruszyłam przed siebie. Niektórzy na mnie popatrzeli zdziwienie, inni zaś źli. Nie przypuszczałam, że w taki sposób to zrobię. Przechodziłam koło biurek innych, zaś oni nie potrafili się powstrzymać od spojrzeń w moją stronę. Nie wiedziałam co takiego może sie teraz stać. Zrobiłam coś źle czy jak? Nie wiedziałam tego. Zapukałam do biura mojego ojca w którym powinien się znajdować.
-Proszę-usłyszałam. Weszłam do pomieszczenia, w którym tata oglądał coś na komputerze przestając kiedy zauważył mnie. W jego oczach dostrzegłam wściekłość na moją osobę. Nie wiedziałam co mu takiego zrobiłam. Wskazał mi ręką krzesło naprzeciwko siebie. Zrobiłam tak jak chciał. Rozpięłam płaszcz by się nie zgrzać w pomieszczeniu.- Dobrze, że tak szybko się uwinęłaś. Powiedz mi co on tobie mówił.
-Nie powiem. Bo to nie dotyczyło śledztwa twojego, a tak nawiasem mówił, że zabije ludzi. Nie chciał ze mną rozmawiać dłużej. Dlaczego pytasz? Mówiłam ci przecież, że go nie znam.-zlustrował mnie wściekle wzrokiem. Co mu jest? Mówię przecież prawdę. Dowiedziałam się, że jest moim bratem, ale o co mu chodzi? Przecież nikt mnie z nim nie widział na osobności.
-Kłamiesz!- krzyknął na całe gardło. Uderzył dłońmi o blat i wstał gwałtownie z krzesła. Naprawdę był wściekły. Nigdy go takiego nie widziałam. Był to pierwszy raz odkąd pamiętam. Nie wiem w jaki sposób to się stało, ale naprawdę był zdenerwowany i w dodatku na mnie. Po patrzałam na niego z delikatnością. Nie uległ temu. Czy on coś wie czego ja nie wiem? Nie mam pojęcia co się dzieję, ale z całą pewnością stało się coś. Zawsze nic się nie dzieje , a teraz jest na mnie wściekły. Nie potrzebnie tutaj przyszłam.-Powiedz mi co to jest?!- odwrócił monitor i puścił mi jeden filmik. W końcu pojawiłam się na ekranie, było rozjaśnione, więc wszystko było widać. Moje dłonie zadrżały. Więc tam była kamera. W sklepie jubilerskim specjalnie założyli kamerę. Na filmiku przede mną pojawił się Louis. Pocałował mnie. A ja nic nie zrobiłam. Nie uderzyłam go. To był jednak błąd o którym będę pamiętać.- Co to do cholery jest? Dlaczego dałaś się pocałować skoro się nie znacie? No mów!-mówił głośno. Pff.. Kogo ja próbuje oszukać. On krzyczał na całe gardło. Popatrzałam do tyłu. Wszyscy patrzeli na nas przez szybę. Gdy spiorunowałam ich wzrokiem, wrócili do swojej pracy.
-To było przypadkowe.-wypowiedziałam.-Chciałam go uderzyć, ale potem..-Chwila. Po co ja mam mu się tłumaczyć? Jestem już dorosła, nie musi wszystkiego wiedzieć. Nikt o tym nie musi wiedzieć. Po prostu dam im wszystkim popalić. Jeśli nie zrozumie to trudno.- Nie muszę ci tego mówić.
-Słucham?-zapytał mnie zdziwiony.
-Nie muszę
ci tego mówić. To nie twoja sprawa.-wstałam z krzesła. Chciałam odejść, ale mnie uchwycił. Popatrzałam na niego.
-Właśnie, że moja. Jestem twoim ojcem. Chce o wszystkim wiedzieć co się ciebie tyczy, a także mężczyzn będących z tobą.-powiedział do mnie. Wyrwałam moją dłoń z jego uścisku.
-Nawet gdy będę szła z nim do łóżka?!-prawie krzyknęłam. Popatrzał na mnie przeszywająco.
-Nawet wtedy.
-Wypchaj się! Nic ci nie powiem co tyczy się Louisa, a także mężczyzn z którymi będę!-wyszłam trzaskając drzwiami. Wszyscy się na mnie patrzeli. Popatrzałam na nich wściekła. Chyba pierwszy raz widzieli jak się tak denerwuje. Nie chciałam się denerwować, bo w takim czasie tracę nad sobą panowanie. Weszłam do windy, którą po chwili jechałam w dół. Miałam dzisiejszego dnia dosyć. Chciałam po prostu się położyć, ale teraz na pewno nie wrócę do domu. Gdzie by tu pójść? Las to najlepsze wyjście. Choć jak nie wrócę to będą mnie szukali wszędzie. Patrzałam na ludzi, gdy wyszłam z budynku. Wiedzieli, że coś się stało. Niech wszyscy pójdą w cholerę. Mam teraz wszystkich w dupie. Wszyscy chcą składać moje życie na lepsze, ale tak naprawdę nic o mnie nie wiedzą.
Pobiegłam w przeciwną stronę od komendy, od mojego taty. Nie chce go na razie widzieć. Przebiegłam przez pasy, gdy było zielone światło. Stanęłam w miejscu, gdzie mogłam zauważyć miejsce, w którym tańczyli ludzie. Latem zawsze gra tu muzyka i ludzie dobrze się bawią. Oparłam się o drzewo i przymknęłam powieki. Przypomniało mi się moje dzieciństwo, a także lata nastolatki gdy byłam taka naiwna. Tata nikogo do mnie nie dopuszczał. Bał się, że jakiś mężczyzna zrobi mi krzywdę. Teraz będzie mógł jedynie popatrzeć jak kogoś będę miała. Choć jak na razie nikogo nie ma. Weszłam na większą altanę, gdzie kiedyś tańczyły pary. Uśmiechnęłam się delikatnie. To takie urocze.
-Ślicznie..-usłyszałam komentarz. Odwróciłam się i zobaczyłam Louisa. Co on tu robi? To miejsce publiczne. Mój ojciec może go złapać. Nie chciałabym tego, bo jakoś zaczęło mi zależeć na nim.- Dla par to miejsce wydaje się idealne, prawda?-pytał opierając się o wejście.- Ale nie tylko dla nich.-podszedł do mnie. Jest chory, znów coś wymyślił? Co za ironia losu. Dlaczego się tutaj spotkaliśmy? W dodatku w nocy.
-Lepiej już pójdę.-powiedziałam do niego. Chciałam go minąć, ale to na nic. Uchwycił mój nadgarstek. Dlaczego wszyscy robią ze mnie szmacianą lalkę, którą można się pobawić? To irytujące.
-Czy ty zaczynasz mnie unikać?-zapytał mnie. Patrzałam na niego.
-Nie. Ja tylko..-mówiłam oddalając się, gdy się do mnie przybliżał. Wpadłam na drewnianą barierkę. Jego ciało przybliżyło się do mojego. Jego policzek przetarł o mój, tak delikatnie. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Jego dłonie delikatnie przetarły moje ramiona.Westchnął cicho.
-Nie rób tego, proszę.-powiedział.- Każdy się mnie boi, a ty jesteś całkiem inna. Nie chce byś się mnie bała. Wiem, że to będzie trudne. Tylko że chce mieć ciebie blisko siebie.-wypowiedział- I tak bym nie pozwolił ci uciec ode mnie.-przytulił mnie do siebie. Nie wiem czemu ale odwzajemniłam gest. Popatrzałam w górę. Kolejna kamera?
-Robisz to specjalnie?
-Słucham?
-Chodzi o tatę, On może to wszystko widzieć. Nagrania z kamer, tak jak dzisiejszy pocałunek. To także..Znów będę miała awanturę.-oderwał się ode mnie. Dotknął mojego policzka.
-A co? Zazdrosny był?-pytał. Jak mój tata mógł być o mnie zazdrosny. Chociaż, po nim wszystkiego można było się spodziewać. Widziałam zadowolenie w oczach Louisa.
-Nie wiem. Nie patrzałam na to, ale był wkurzony. Często to się zdarza jeśli chodzi o mnie. Byłeś też ty więc może chodziło bardziej o ciebie.
-Na pewno chodziło, że dałaś się pocałować. O tak..- znów poczułam jego usta na swoich. Drugi raz w ciągu tego dnia. Ja nie mogę, ale on tak świetnie całuje. Nie sprzeciwiłam się. Co gorsza oddałam pocałunek. Dotknęłam delikatnie jego biodra, gdzie wyczułam broń. Przerwał przez chwilę pocałunek, ale nie wzięłam broni tylko ruszyłam dłońmi wyżej. Oderwał się już całkiem ode mnie. Uchwycił mnie za policzki.-Masz słodkie usta.-wypowiedział. Odwróciłam głowę w bok. Tak jakbym wstydziła się tego wszystkiego co mówił.-Jeszcze mały buziak na dobranoc.-pocałował mnie krótko i odszedł. Nie zatrzymywałam go. Usiadłam nieopodal na ławce. Znów dałam się pocałować i oddałam się chwilą namiętności. Nie wiem czemu nie potrafiłam się powstrzymać, a mógł mnie wykorzystywać. Wiedziałam o tym, a jednak chciałam mu oddać ten cholerny pocałunek. Nie mogłam tylko zrozumieć dlaczego tak robi? Nie powinien, ale jeśli chce wykorzystać swoją przybraną siostrę. Także nie powinien całować, a zrobił to. Nie zwraca uwagi na reguły. On po prostu łamie je, jak chce. Prawo-jest niczym. Rodzice-nikim. Siostra-tu brzmi właśnie pytanie. Do czego jestem mu potrzebna? Nie jestem widocznie nikim skoro normalnie rozmawia i prosi, abym go się nie bała. Trudne ma być? Nie wiem czy takie trudne. Skoro on jest taki jaki jest, go się nie da zmienić. Gdyby cały czas myślał o mordowaniu, także bym nie przeżyła. Ughh.. Przez niego mam mętlik w głowie.
Westchnęłam przeciągle wpatrując się w ekran komórki. Znów dzwonił tata. Odrzuciłam połączenie i tak każde kolejne. Po prostu miałam go dość. Nie chciałam z nim rozmawiać. Dosyć mnie zdenerwował, więc niech nie robi tego więcej razy. Choć ja do taty nie podskoczę. Prawda jest taka, że bardziej się go boje niż Louisa. Za dużo wspomnień z nim związanych. Zmienił się, ale w każdej chwili mogę od niego dostać jak nie będę się słuchać. Kiedyś tak nastąpiło. Nie mówiłam o tym mamie, mogłam jeszcze bardziej dostać. Przyrzekł, że nie pozwoli mi z nikim być. Dlaczego? Sama nie wiem. Może chodzi o jakąś ojcowską troskę. Czy coś w tym stylu.
Wstałam z ławki odchodząc do domu. Nie mogę zniknąć, bo będą większe kłopoty. Tata dostanie nerwicy, że mnie nie ma. A tak naprawdę zrobi mi kolejną awanturę z tego powodu, że go tak lekceważąco potraktowałam. Nie robiłam tego od wielu lat, a teraz zaczęłam. Nie wiem w jaki sposób to mam zrobić? Będę po prostu swobodna. Nic poza tym. Ruszyłam przed siebie, nie spotkałam nikogo. Bałam się tego wszystkiego, ale to nic. Musiałam dać z siebie wszystko, inaczej to będzie na nic. Powinnam dobrze wiedzieć co i jak. Mogłabym się wyprowadzić, ale nie ma takiej potrzeby, gdyż mam tu wszystko czego pragnęłam. Wkroczyłam do domu rozbierając wszystkie niepotrzebne rzeczy. Weszłam do pomieszczenia gdzie panowały pustki. Tak mi się zdawało. Wpadłam na "coś" twardego. Popatrzałam przed siebie i zauważyłam oczy mojego ojca , które mnie świdrowały.
-Jesteś wreszcie.-powiedział do mnie. Nie wiedziałam jak zareagować. Po prostu byłam zdziwiona, że jest tutaj. Wiedziałam, że może się zjawić. Wstałam z ziemi bez jego pomocy. Popatrzałam na niego.
-To pójdę już.-wypowiedziałam pokazując górę. Uchwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę salonu. Wiedziałam co się szykuję. Westchnęłam cicho by nie usłyszał. Popchnął mnie na sofę. Usiadłam, a on na stole na przeciwko mnie. Patrzałam przez cały czas na niego.
-Wiesz, że tego nie lubię.-mówił do mnie- Nie lubię gdy się przeciwstawiasz. Chce dla ciebie jak najlepiej, a ty..
-To moja sprawa.-powiedziałam.- Nie mam pięciu lat byś się mógł opiekować mną codziennie. Jestem dość odpowiedzialna. Pilnuj innych. Oni też są ważni. Dlaczego do cholery tak za wszelką cenę chcesz bym nie miała nic wspólnego z Louisem?-pytam wściekła. Wiem, nie powinnam ale tak wyszło.
-Bo tak chcę. On i ty nie macie się do siebie zbliżać, bo zabije jedno i drugie.
-Proszę bardzo. Masz okazję. Nasze spotkania zawszę są przypadkowe. Nigdy specjalnie się nie spotykamy. Powinieneś dobrze o tym wiedzieć!-wstałam, ale chwycił mnie i pociągnął w dół, tak że z powrotem siedziałam. W jego oczach w końcu zauważyłam złość w moim kierunku. To może skończyć się źle. Nie wiem jak ale na pewno coś zrobi.- I nie masz prawa się wtrącać! Jestem już pełnoletnia a ty traktujesz mnie jakbym miała pięć lat! Mogę robić co chcę z twoim pozwoleniem czy bez niego!- zacisnął swoje ręce na moich ramiona tak mocno, że na pewno zostaną mi ślady.
-Chce dla ciebie jak najlepiej! Ale ty tego nie rozumiesz i zachowujesz się jak dziwka!-nie wytrzymałam. Nie pozwolę, żeby tak mnie nazywał. Uderzyłam go z otwartej dłoni w twarz. Patrzał na mnie wściekły. Nie wiem co teraz zamierza zrobić ale to na pewno nic dobrego. Znam ten wzrok z dzieciństwa. Długo to nie trwało. Także dostałam od niego. Dziesięć razy mocniej. Leżałam na sofie nie patrząc na niego. Bolało mnie. Od jego siły i z pomocą obrączki rozcięło mi skórę. Dotknęłam w miejsce gdzie najbardziej bolało. Mogłam poczuć ciepłą ciesz spływającą z rany. Nie patrzałam na niego tylko trzymałam się za miejsce bólu.
-Nie pozwolę ci się z nim więcej razy spotkać. Dopilnuje tego!-warknął. Odszedł. Trzaśnięcie drzwiami. Nie wiedziałam, czy warto tak dalej żyć. Nie chce żyć na uwięzi. On tak zrobi, choć nie wiem czemu. Zawsze nie chciał mi mówić o Louisie. Wszyscy trzymali to w tajemnicy. Uniosłam się i popatrzałam na okno, zachmurzyło się jeszcze bardziej. Odeszłam szybko na górę by złagodzić ból.
Patrzałam na pokonywaną drogę. Oby nikogo nie spotkać, inaczej po prostu będę zmieszana. Wiele osób mnie widziało w tamtym miejscu, a policja na pewno mnie także podejrzewa. Nie wiem czemu, ale nie interesuję się tym za bardzo. Ludzie nie muszą wiedzieć, że wiem kim jest przestępca dla mnie. Tym bardziej że Louis jest moim bratem, ale jego pocałunek był zbyt namiętny. Będę na pewno to długo pamiętać. Dlaczego to zrobił? Nie mam pojęcia. Choć słyszałam coś na temat zakładu, może właśnie to był powód. Nie pocałował by mnie od tak.
Uśmiechnęłam się do siebie widząc duży budynek posterunku policji. Nie chciałam tam iść, a w dodatku muszę wejść na trzecie piętro. Ech.. Wydział z trzeciego piętra mnie przytłacza. Wszyscy są tam młodzi i przystojni. No prócz mojego ojca, nawet nie wiem czemu jest w tamtym wydziale. Wracając do nich to są ode mnie niewiele starsi i są przystojni ale nie w moim stylu. Chyba jestem do niczego i źle wybieram chłopaków. Tak ze mną jest. Miałam kilku, ale żaden nie był "tym".
Ruszyłam przez korytarz i wkroczyłam do windy. Nacisnęłam okrągły guzik z numerem trzy. Ruszyłam do góry. Oddech lekko mi przyśpieszył.
Przede mną otworzyły się metalowe drzwi. Ruszyłam przed siebie. Niektórzy na mnie popatrzeli zdziwienie, inni zaś źli. Nie przypuszczałam, że w taki sposób to zrobię. Przechodziłam koło biurek innych, zaś oni nie potrafili się powstrzymać od spojrzeń w moją stronę. Nie wiedziałam co takiego może sie teraz stać. Zrobiłam coś źle czy jak? Nie wiedziałam tego. Zapukałam do biura mojego ojca w którym powinien się znajdować.
-Proszę-usłyszałam. Weszłam do pomieszczenia, w którym tata oglądał coś na komputerze przestając kiedy zauważył mnie. W jego oczach dostrzegłam wściekłość na moją osobę. Nie wiedziałam co mu takiego zrobiłam. Wskazał mi ręką krzesło naprzeciwko siebie. Zrobiłam tak jak chciał. Rozpięłam płaszcz by się nie zgrzać w pomieszczeniu.- Dobrze, że tak szybko się uwinęłaś. Powiedz mi co on tobie mówił.
-Nie powiem. Bo to nie dotyczyło śledztwa twojego, a tak nawiasem mówił, że zabije ludzi. Nie chciał ze mną rozmawiać dłużej. Dlaczego pytasz? Mówiłam ci przecież, że go nie znam.-zlustrował mnie wściekle wzrokiem. Co mu jest? Mówię przecież prawdę. Dowiedziałam się, że jest moim bratem, ale o co mu chodzi? Przecież nikt mnie z nim nie widział na osobności.
-Kłamiesz!- krzyknął na całe gardło. Uderzył dłońmi o blat i wstał gwałtownie z krzesła. Naprawdę był wściekły. Nigdy go takiego nie widziałam. Był to pierwszy raz odkąd pamiętam. Nie wiem w jaki sposób to się stało, ale naprawdę był zdenerwowany i w dodatku na mnie. Po patrzałam na niego z delikatnością. Nie uległ temu. Czy on coś wie czego ja nie wiem? Nie mam pojęcia co się dzieję, ale z całą pewnością stało się coś. Zawsze nic się nie dzieje , a teraz jest na mnie wściekły. Nie potrzebnie tutaj przyszłam.-Powiedz mi co to jest?!- odwrócił monitor i puścił mi jeden filmik. W końcu pojawiłam się na ekranie, było rozjaśnione, więc wszystko było widać. Moje dłonie zadrżały. Więc tam była kamera. W sklepie jubilerskim specjalnie założyli kamerę. Na filmiku przede mną pojawił się Louis. Pocałował mnie. A ja nic nie zrobiłam. Nie uderzyłam go. To był jednak błąd o którym będę pamiętać.- Co to do cholery jest? Dlaczego dałaś się pocałować skoro się nie znacie? No mów!-mówił głośno. Pff.. Kogo ja próbuje oszukać. On krzyczał na całe gardło. Popatrzałam do tyłu. Wszyscy patrzeli na nas przez szybę. Gdy spiorunowałam ich wzrokiem, wrócili do swojej pracy.
-To było przypadkowe.-wypowiedziałam.-Chciałam go uderzyć, ale potem..-Chwila. Po co ja mam mu się tłumaczyć? Jestem już dorosła, nie musi wszystkiego wiedzieć. Nikt o tym nie musi wiedzieć. Po prostu dam im wszystkim popalić. Jeśli nie zrozumie to trudno.- Nie muszę ci tego mówić.
-Słucham?-zapytał mnie zdziwiony.
-Nie muszę
ci tego mówić. To nie twoja sprawa.-wstałam z krzesła. Chciałam odejść, ale mnie uchwycił. Popatrzałam na niego.
-Właśnie, że moja. Jestem twoim ojcem. Chce o wszystkim wiedzieć co się ciebie tyczy, a także mężczyzn będących z tobą.-powiedział do mnie. Wyrwałam moją dłoń z jego uścisku.
-Nawet gdy będę szła z nim do łóżka?!-prawie krzyknęłam. Popatrzał na mnie przeszywająco.
-Nawet wtedy.
-Wypchaj się! Nic ci nie powiem co tyczy się Louisa, a także mężczyzn z którymi będę!-wyszłam trzaskając drzwiami. Wszyscy się na mnie patrzeli. Popatrzałam na nich wściekła. Chyba pierwszy raz widzieli jak się tak denerwuje. Nie chciałam się denerwować, bo w takim czasie tracę nad sobą panowanie. Weszłam do windy, którą po chwili jechałam w dół. Miałam dzisiejszego dnia dosyć. Chciałam po prostu się położyć, ale teraz na pewno nie wrócę do domu. Gdzie by tu pójść? Las to najlepsze wyjście. Choć jak nie wrócę to będą mnie szukali wszędzie. Patrzałam na ludzi, gdy wyszłam z budynku. Wiedzieli, że coś się stało. Niech wszyscy pójdą w cholerę. Mam teraz wszystkich w dupie. Wszyscy chcą składać moje życie na lepsze, ale tak naprawdę nic o mnie nie wiedzą.
Pobiegłam w przeciwną stronę od komendy, od mojego taty. Nie chce go na razie widzieć. Przebiegłam przez pasy, gdy było zielone światło. Stanęłam w miejscu, gdzie mogłam zauważyć miejsce, w którym tańczyli ludzie. Latem zawsze gra tu muzyka i ludzie dobrze się bawią. Oparłam się o drzewo i przymknęłam powieki. Przypomniało mi się moje dzieciństwo, a także lata nastolatki gdy byłam taka naiwna. Tata nikogo do mnie nie dopuszczał. Bał się, że jakiś mężczyzna zrobi mi krzywdę. Teraz będzie mógł jedynie popatrzeć jak kogoś będę miała. Choć jak na razie nikogo nie ma. Weszłam na większą altanę, gdzie kiedyś tańczyły pary. Uśmiechnęłam się delikatnie. To takie urocze.
-Ślicznie..-usłyszałam komentarz. Odwróciłam się i zobaczyłam Louisa. Co on tu robi? To miejsce publiczne. Mój ojciec może go złapać. Nie chciałabym tego, bo jakoś zaczęło mi zależeć na nim.- Dla par to miejsce wydaje się idealne, prawda?-pytał opierając się o wejście.- Ale nie tylko dla nich.-podszedł do mnie. Jest chory, znów coś wymyślił? Co za ironia losu. Dlaczego się tutaj spotkaliśmy? W dodatku w nocy.
-Lepiej już pójdę.-powiedziałam do niego. Chciałam go minąć, ale to na nic. Uchwycił mój nadgarstek. Dlaczego wszyscy robią ze mnie szmacianą lalkę, którą można się pobawić? To irytujące.
-Czy ty zaczynasz mnie unikać?-zapytał mnie. Patrzałam na niego.
-Nie. Ja tylko..-mówiłam oddalając się, gdy się do mnie przybliżał. Wpadłam na drewnianą barierkę. Jego ciało przybliżyło się do mojego. Jego policzek przetarł o mój, tak delikatnie. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Jego dłonie delikatnie przetarły moje ramiona.Westchnął cicho.
-Nie rób tego, proszę.-powiedział.- Każdy się mnie boi, a ty jesteś całkiem inna. Nie chce byś się mnie bała. Wiem, że to będzie trudne. Tylko że chce mieć ciebie blisko siebie.-wypowiedział- I tak bym nie pozwolił ci uciec ode mnie.-przytulił mnie do siebie. Nie wiem czemu ale odwzajemniłam gest. Popatrzałam w górę. Kolejna kamera?
-Robisz to specjalnie?
-Słucham?
-Chodzi o tatę, On może to wszystko widzieć. Nagrania z kamer, tak jak dzisiejszy pocałunek. To także..Znów będę miała awanturę.-oderwał się ode mnie. Dotknął mojego policzka.
-A co? Zazdrosny był?-pytał. Jak mój tata mógł być o mnie zazdrosny. Chociaż, po nim wszystkiego można było się spodziewać. Widziałam zadowolenie w oczach Louisa.
-Nie wiem. Nie patrzałam na to, ale był wkurzony. Często to się zdarza jeśli chodzi o mnie. Byłeś też ty więc może chodziło bardziej o ciebie.
-Na pewno chodziło, że dałaś się pocałować. O tak..- znów poczułam jego usta na swoich. Drugi raz w ciągu tego dnia. Ja nie mogę, ale on tak świetnie całuje. Nie sprzeciwiłam się. Co gorsza oddałam pocałunek. Dotknęłam delikatnie jego biodra, gdzie wyczułam broń. Przerwał przez chwilę pocałunek, ale nie wzięłam broni tylko ruszyłam dłońmi wyżej. Oderwał się już całkiem ode mnie. Uchwycił mnie za policzki.-Masz słodkie usta.-wypowiedział. Odwróciłam głowę w bok. Tak jakbym wstydziła się tego wszystkiego co mówił.-Jeszcze mały buziak na dobranoc.-pocałował mnie krótko i odszedł. Nie zatrzymywałam go. Usiadłam nieopodal na ławce. Znów dałam się pocałować i oddałam się chwilą namiętności. Nie wiem czemu nie potrafiłam się powstrzymać, a mógł mnie wykorzystywać. Wiedziałam o tym, a jednak chciałam mu oddać ten cholerny pocałunek. Nie mogłam tylko zrozumieć dlaczego tak robi? Nie powinien, ale jeśli chce wykorzystać swoją przybraną siostrę. Także nie powinien całować, a zrobił to. Nie zwraca uwagi na reguły. On po prostu łamie je, jak chce. Prawo-jest niczym. Rodzice-nikim. Siostra-tu brzmi właśnie pytanie. Do czego jestem mu potrzebna? Nie jestem widocznie nikim skoro normalnie rozmawia i prosi, abym go się nie bała. Trudne ma być? Nie wiem czy takie trudne. Skoro on jest taki jaki jest, go się nie da zmienić. Gdyby cały czas myślał o mordowaniu, także bym nie przeżyła. Ughh.. Przez niego mam mętlik w głowie.
Westchnęłam przeciągle wpatrując się w ekran komórki. Znów dzwonił tata. Odrzuciłam połączenie i tak każde kolejne. Po prostu miałam go dość. Nie chciałam z nim rozmawiać. Dosyć mnie zdenerwował, więc niech nie robi tego więcej razy. Choć ja do taty nie podskoczę. Prawda jest taka, że bardziej się go boje niż Louisa. Za dużo wspomnień z nim związanych. Zmienił się, ale w każdej chwili mogę od niego dostać jak nie będę się słuchać. Kiedyś tak nastąpiło. Nie mówiłam o tym mamie, mogłam jeszcze bardziej dostać. Przyrzekł, że nie pozwoli mi z nikim być. Dlaczego? Sama nie wiem. Może chodzi o jakąś ojcowską troskę. Czy coś w tym stylu.
Wstałam z ławki odchodząc do domu. Nie mogę zniknąć, bo będą większe kłopoty. Tata dostanie nerwicy, że mnie nie ma. A tak naprawdę zrobi mi kolejną awanturę z tego powodu, że go tak lekceważąco potraktowałam. Nie robiłam tego od wielu lat, a teraz zaczęłam. Nie wiem w jaki sposób to mam zrobić? Będę po prostu swobodna. Nic poza tym. Ruszyłam przed siebie, nie spotkałam nikogo. Bałam się tego wszystkiego, ale to nic. Musiałam dać z siebie wszystko, inaczej to będzie na nic. Powinnam dobrze wiedzieć co i jak. Mogłabym się wyprowadzić, ale nie ma takiej potrzeby, gdyż mam tu wszystko czego pragnęłam. Wkroczyłam do domu rozbierając wszystkie niepotrzebne rzeczy. Weszłam do pomieszczenia gdzie panowały pustki. Tak mi się zdawało. Wpadłam na "coś" twardego. Popatrzałam przed siebie i zauważyłam oczy mojego ojca , które mnie świdrowały.
-Jesteś wreszcie.-powiedział do mnie. Nie wiedziałam jak zareagować. Po prostu byłam zdziwiona, że jest tutaj. Wiedziałam, że może się zjawić. Wstałam z ziemi bez jego pomocy. Popatrzałam na niego.
-To pójdę już.-wypowiedziałam pokazując górę. Uchwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę salonu. Wiedziałam co się szykuję. Westchnęłam cicho by nie usłyszał. Popchnął mnie na sofę. Usiadłam, a on na stole na przeciwko mnie. Patrzałam przez cały czas na niego.
-Wiesz, że tego nie lubię.-mówił do mnie- Nie lubię gdy się przeciwstawiasz. Chce dla ciebie jak najlepiej, a ty..
-To moja sprawa.-powiedziałam.- Nie mam pięciu lat byś się mógł opiekować mną codziennie. Jestem dość odpowiedzialna. Pilnuj innych. Oni też są ważni. Dlaczego do cholery tak za wszelką cenę chcesz bym nie miała nic wspólnego z Louisem?-pytam wściekła. Wiem, nie powinnam ale tak wyszło.
-Bo tak chcę. On i ty nie macie się do siebie zbliżać, bo zabije jedno i drugie.
-Proszę bardzo. Masz okazję. Nasze spotkania zawszę są przypadkowe. Nigdy specjalnie się nie spotykamy. Powinieneś dobrze o tym wiedzieć!-wstałam, ale chwycił mnie i pociągnął w dół, tak że z powrotem siedziałam. W jego oczach w końcu zauważyłam złość w moim kierunku. To może skończyć się źle. Nie wiem jak ale na pewno coś zrobi.- I nie masz prawa się wtrącać! Jestem już pełnoletnia a ty traktujesz mnie jakbym miała pięć lat! Mogę robić co chcę z twoim pozwoleniem czy bez niego!- zacisnął swoje ręce na moich ramiona tak mocno, że na pewno zostaną mi ślady.
-Chce dla ciebie jak najlepiej! Ale ty tego nie rozumiesz i zachowujesz się jak dziwka!-nie wytrzymałam. Nie pozwolę, żeby tak mnie nazywał. Uderzyłam go z otwartej dłoni w twarz. Patrzał na mnie wściekły. Nie wiem co teraz zamierza zrobić ale to na pewno nic dobrego. Znam ten wzrok z dzieciństwa. Długo to nie trwało. Także dostałam od niego. Dziesięć razy mocniej. Leżałam na sofie nie patrząc na niego. Bolało mnie. Od jego siły i z pomocą obrączki rozcięło mi skórę. Dotknęłam w miejsce gdzie najbardziej bolało. Mogłam poczuć ciepłą ciesz spływającą z rany. Nie patrzałam na niego tylko trzymałam się za miejsce bólu.
-Nie pozwolę ci się z nim więcej razy spotkać. Dopilnuje tego!-warknął. Odszedł. Trzaśnięcie drzwiami. Nie wiedziałam, czy warto tak dalej żyć. Nie chce żyć na uwięzi. On tak zrobi, choć nie wiem czemu. Zawsze nie chciał mi mówić o Louisie. Wszyscy trzymali to w tajemnicy. Uniosłam się i popatrzałam na okno, zachmurzyło się jeszcze bardziej. Odeszłam szybko na górę by złagodzić ból.
poniedziałek, 21 kwietnia 2014
Krótkie info + Polecam Bloga :*
Kolejny raz przepraszam że nie ma tak długo notki ale mały brak weny ale rozdział już 3/4 gotowy i już wkrótce będzie :* Nie obiecuje kiedy ale postaram się do niedzieli.
~~~~
Polecam wam bloga mojej przyjaciółki, który dopiero ma prolog ale wkrótce się rozkręci :)
http://taught-me-what-it-means-to-love.blogspot.com/
I krótka fabuła, która może was zaciekawi :)
Effy Stonem, nastolatka której zginęli rodzice i trafia do domu dziecka, mając wiele problemów i nienawidząc tego miejsca ucieka. Próbując ułożyć sobie życie, w nowej szkole poznaje Barbare Palvin. Co sie stanie gdy na jej drodze staną mężczyźni, którzy mają za zadanie ją zabić ? Czy im sie uda, czy może jednak zacznie im zależeć na Effy? Czy może tylko udają aby sie do niej zbliżyć? Może i ona się w końcu zakocha? Czy to możliwe iż ci nastolatkowie mają więcej problemów od innych?
piątek, 14 marca 2014
Rozdział 6
Siedziałam godzinami na parapecie myśląc co zapisać na kartce ale to było na nic. Chciałam napisać kolejną piosenkę. Kilka już kiedyś napisałam. Lubie to robić i czasem śpiewam. Natchnęło mnie kiedyś na pisanie piosenek. Ale teraz próbuje dokończyć to co nie skończyłam kiedyś. Teraz nie wchodziło mi nic do głowy. Tak jakby przez Jego osobę było całe zajście. Tak wiadomo by było, ale dlaczego spotkałam Louisa w takim momencie? Teraz wiem, że on ma za dzisiejszy cel Teatr, w którym zginą niewinne osoby. On chyba chce udowodnić coś mojemu tacie. Stał się przestępcą, ale musiał mieć ku temu powód. Wiedziałam, że moje życie będzie jeszcze gorsze. Źle myślałam o tym wszystkim. Nie powinnam w ogóle się odzywać na ten temat. Bardzo bym chciała aby moje życie przemieniło się na lepsze. Znaleźć ukochaną osobę i spędzić z nią resztę życia. Ale także jest problem, pokazuje siebie jaką dobra, słodka kobieta, a tak naprawdę skrywam w sobie złe uczucia, które łomoczą moje serce od środka. Mam przybranego brata i rodziców. Nie wiem kim są moi, po nich mam tylko ten naszyjnik.
Westchnęłam głośno. Miałam dzisiejszego dnia dość, a było po świętach. Gdybym wiedziała że mam brata , zrobiłabym mu prezent. Ale pewnie by nie przyjął. Taki na pewno jest, bez prezentów, bo tacy nie lubią. Ale wiem jedno, nie chce aby wszystko w moim życiu takie było. Harmider..
Powinnam się zastanowić co zrobię w przyszłości. Myślałam tylko o jednym. Aby zostać lekarzem, kiedyś chciałam być weterynarzem. Chciałabym pracować w szpitalu i ratować życie ludziom. Ale to trochę dziwnie jeśli miewam takie brutalne myśli i sny. Ale teraz już się nie zdarzają. I mam nadzieję że nie powrócą.
Popatrzałam na zewnątrz. Same pustki, chodź myślałam że ktoś przejedzie. Nikt. W ciągu godziny przejechało chyba jeden samochód. Czyżby coś się stało na mieście, że tak mało samochodów przejeżdża? Nie możliwe. Chwyciłam pilota i włączyłam na pierwszy program jaki miałam po ręką. Wiadomości? Nuda.. Ale zawsze można posłuchać co mają do powiedzenia o losach Londynu. Nie słuchałam jakoś, bo było nudno, lecz nagle pokazali teatr operowy w mieście. Wstrzymałam oddech. Louis, pomyślałam. Zaczęłam teraz o nim myśleć. Jak powinnam rozpamiętywać brata.
-Dziękuję Lisa, u nas nie za dobrze. Louis wraz z innymi mają zakładników ponad 50 osób. Wszyscy byli w teatrze na spektaklu. Nie chcą nikogo wpuścić. Mówią o jakieś dziewczynie. Nie proszą nawet o okup. Nikt nie wie co się stanie ze wszystkimi a nawet z przestępcami. Możliwe, że wszyscy zostaną wysadzeni, a także sami wysadzą się w powietrze.-nie zakończył bo wyłączyłam. Zbiegłam szybko na dół. On nie może się wysadzić. Choć jest przestępcą, to niech idzie do więzienia, bo ja nie chce aby coś mu się stało. Wzięłam płaszcz i założyłam buty. Zatrzasnęłam drzwi zamykając na klucz. Byłam jeszcze poobijana ale co z tego?
Biegłam przez miasto. Miałam spory kawałek by się tam dostać. Piętnaście minut drogi, może nawet więcej. Widziałam auta, które stawały na parkingach albo poboczach. Była blokada, nikt nie mógł przejechać. Idioci... Nie powinni tego robić. Oni sami mogli zginąć. Kawałki cegieł czy czegoś innego. Wszyscy muszą zastanowić się co robią. Przepychałam się przez tłum widząc budynek. Był ogromny, tak jakby ze średniowiecza. Chcieli taki budynek, za parę milionów dolarów, teraz zrujnuje się wszystko. Nie mogłam wiedzieć co się stanie z wszystkimi. Nie miałam przychodzić , ale muszę. Tu chodzi o życie innych ludzi. Mknęłam niespostrzeżenie i stanęłam obok taty. Nie zauważył mnie. Ktoś mnie chwycił. Patrzałam na budynek. Louis, co ty wyprawiasz? Na dożywocie trafisz. Dopiero teraz tata mnie zauważył. Bałam się tego wszystkiego, a raczej o wszystkich.
-Co ty tu robisz? Kto cie wpuścił? -pytał. Zadzwonił jego telefon. Nie miał zadowalającej miny gdy spojrzał na wyświetlacz. -Louis..-warknął do słuchawki. Widziałam jego w jednym oknie. Wpatrywał się we mnie a potem w tatę, który nie był przekonany do tej rozmowy.- Po co ci ona? Wy się w ogóle nie znacie!-podał mi telefon. Uchwyciłam i przyłożyłam do ucha. Patrzałam na niego w oknie , a potem zniknął w głębi pomieszczenia.
-Czy nie powiedziałem ci dokładnie? -zapytał z zimnem-Miałaś siedzieć w domu, nie ruszać się. Jesteś nie posłuszna. Wracaj do domu! -wszyscy spojrzeli w górę i na mnie. Nie wiedzieli co się dzieje. Normalnie rozmawiam z przestępcą.
-Jeśli powiem nie?
-To sam ci to bije do głowy.-rozłączył się. Nie wiedziałam jak chciał to niby zrobić.Oddałam telefon tacie, który patrzał na mnie zdziwiony. Nie mogłam uwierzyć , że to powiedział. Uśmiechnęłam się delikatnie. Chciałam zrobić krok do przodu, ale usłyszałam strzał, a maskę samochodu przebiła kula. Tak chce mnie zatrzymać, strzelać do mnie. Mark popchnął mnie do tyłu abym nie podchodziła bliżej. Usłyszałam swoją komórkę. Odebrałam.
-Tak?
-Dobra. Wiem, że się nie cofniesz co? Ojciec na pewno będzie cię wyganiał i nie pozwoli . To przyjdź do mnie. Sobie osobiście porozmawiamy.- rozłączył sie znowu. Tata coś mówił, ale nie słuchałam. Popatrzyłam na okno , gdzie go zauważyłam. Wszędzie byli obstawieni. Nie przepuszczą mnie. Przytuliłam się do taty , ten zdziwiony na mnie spojrzał, a ja szybko go minęłam i biegłam w stronę budynku.
-Rebecca! Nie rób tego!-krzyknął. Odchodziłam, ale nie próbował mnie złapać. Nie chciał by do niego strzelili? Najwidoczniej. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Otworzyłam drzwi. Przede mną stał Louis. Nie zrobił kroku w przód. Jakoś mnie to nie interesowało, ale wiedziałam, że jest jednym z najlepszych z nich wszystkich.
-Dlaczego mnie nie posłuchałaś, co?
-Nie słucham się mężczyzn.-wypowiedziałam ostro.Zrobił krok w moją stronę aż stanął przede mną. W dłoni trzymał broń z tłumikiem, aby nikt nie wiedział że strzela. Choć wcześniej najwidoczniej zdjął. Popatrzałam na jego twarz i oczy. Patrzał na mnie z wyższością. Jak każdy z nich.. Mężczyźni to dziwne istoty.
-Ten krok był twoim złym-mówił-Sama ryzykujesz życie by ze mną porozmawiać. Nie wiem o co chodzi ale jak chcesz to mów. -wypowiedział. Nie było nas widać bo wszystko było przyciemnione. Nie wiedziałam w jakim stopni mam mu to powiedzieć.
-Nie ryzykuje więcej niż ty-powiedziałam w końcu. Patrzał lekko zdziwiony na mnie. Chyba zrozumiał moją aluzję, bałam się o niego i to bardzo. Może i jest przestępcą ale także człowiekiem. Nie wiem w jaki sposób mam się z nim porozumieć, ale jakoś to zrobię. Na pewno..
-Czyżbyś się o mnie martwiła?
-Nawet jeśli, to co z tego?-zapytałam-Jeśli chcesz sie zabić..
-Chwila moment. Kto ci powiedział, że to zrobię ? Nie mam nawet takiego zamiaru. Jak na razie cenię swoje życie i mam jeszcze wiele do zrobienia..-powiedział. Ten reporter się myli, więc co jest jego celem?
-Ale zabijesz ich wszystkich, prawda?
-Tak.-wypowiedział i chwycił mój policzek.Zniżył się.-A teraz idź stąd. Nic ci więcej nie powiem.-Odwrócił mnie i lekko popchnął do przodu.Popatrzałam na niego.- Spotkamy się na pewno jeszcze. Może jeszcze dzisiaj.-puścił mi perskie oczko śmiejąc się i odszedł. Wyszłam z budynku zatrzaskując drzwi , które automatycznie zamknęły się na zamek. Wiedziałam , że jest już blisko swojego celu. Ale nie chciałam słyszeć tego huku. Stanęłam na chwilę przy tacie który na mnie spojrzał. Odeszłam. Zatrzymał mnie za nadgarstek.
-Czy wy się znacie?
-Nie. Nie znamy się w ogóle. Raz się spotkaliśmy i tyle. Nie pytaj mnie o to więcej. Proszę..-wypowiedziałam z lekkością odchodząc.-Nic szczególnego nie powiedział.-odeszłam w końcu. Ludzie patrzeli na mnie dziwnie. Tata nic nie mówił. Gdybym chciała mogłabym mu powiedzieć, ale nie. Nie powiedziałam, i dobrze. Co za dużo to nie zdrowo. Takie jest moje zdanie, ale żaden z nim się nie liczy. Nie wtrącam się w ich sprawy, ale co najgorsze to ludzie ucierpią. Obejrzałam się wpatrując w budynek. Byłam daleko i usłyszałam głośny huk i krzyki ludzi, którzy to widzieli, a także turystów. Choć była pora zimowa, to byli w górach. Na pewno wracali.
Odeszłam w stronę przeciwną, by odpocząć. Nie wiedziałam gdzie się wybrać, ale chyba w wolne miejsce, gdzie nikt mnie nie zauważy. Tak będzie najlepiej dla mnie i dla wszystkich innych. Minęłam Victorie, która szła przejęta przed siebie. Nigdy jej takiej nie widziałam. Nie zaczepiła mnie, tym lepiej dla mnie. Stanęłam przy jubilerze, gdzie dalej była wybita szyba od małej bomby. Tutaj także trochę ucierpiałam. Weszłam znowu do środka starając się tym razem aby nikt mnie nie zauważył. Rozejrzałam się. Nic nie było. Westchnęłam. Odwróciłam się do wyjścia, a w nich stał mężczyzna. Nie wiedziałam co On tutaj robi.
-Zakład to zakład.- wypowiedział Harry jak dobrze zapamiętałam, który stał za nim.
-Zamknij się-warknął na niego. Nie wiem w jaki sposób z stamtąd wyszli. Mało mnie to interesuje. Nie wiem w jaki sposób, ale patrzałam cały czas na niego. Podszedł do mnie, i nieoczekiwanie poczułam jego usta na swoich. Patrzałam zdziwiona. Nie rozumiałam tej chwili. Chciałam go uderzyć, ale jego ręka nawet by mnie nie powstrzymała. Dotknął bioder i przyciągnął bliżej. Moje ciało przylegało do jego. Zamiast uderzyć to delikatnie dotknęłam jego policzka. Nie oddałam pocałunku, ale przymknęłam powieki by się tym rozkoszować. Nie był to mój pierwszy pocałunek, ale on miał takie miękkie usta, które zmusiły mnie do rozkoszowania się całą sytuacją. Nie mogłam zrozumieć o co ta dwójka miała zakład, ale dla mnie słodko. Oderwał się ode mnie i spojrzał w oczy. Zniżył się do ucha i drażnił mnie swoim oddechem.- Masz słodkie usta. Dasz kiedyś jeszcze raz?-oderwał się całkowicie. Odchodził. Na moich policzkach na pewno były rumieńce. Uśmiechnęłam się delikatnie. Wpatrywałam się w Louisa, który wsiadał do samochodu. Popatrzał jeszcze na mnie z lekkim uśmiechem.
Wyszłam z jubilera i szłam przed siebie. Cały czas myślę o tym. On mnie pocałował. Nie, nie mogę o tym myśleć. To mój brat, który nie może myśleć, że wszystko mu wolno. Jest przybranym bratem, bo mnie adoptowali. Niech to szlag, mogłam go uderzyć. Tak by było o wiele lepiej. Nigdy więcej nie będę się tak rozkoszować. Weszłam na plac, gdzie było lodowisko i jeździli ludzie, a także bar z gorącą czekoladą. Podeszłam do baru i kupiłam czekoladę. Szukałam w torebce portfela. Już miałam wyciągać pieniądze ale ktoś obok mnie wyprzedził i podał pieniądze za mnie. Spojrzałam na ową osobę. Nie wiedziałam kto to może być. Miał na głowie kaptur. Odszedł. Nie wiedziałam o co chodzi.
Siedziałam przy lodowisko i patrzałam na ludzi jeżdżących na około. Choć nadal ciekawił mnie ten chłopak, który za mnie zapłacił. Cóż, lepiej nie rozpamiętywać. Odeszłam w stronę centrum. Mijałam ludzi, a także sklepy, które były otwarte. Nigdy nie miałam ochoty na zakupy. Nigdy. Czemu? A kto to wie. Nie moja branża. Nie lubiłam nigdy robić zakupów. Wiem dużo o tym, nawet byłam kiedyś świadkiem kłótni o jedną parę butów. Westchnęłam ciężko patrząc przed siebie. Nie wiem ile minęło, ale obeszłam całe miasto stojąc przed jakimś blokiem. Wpatrywałam się w graffiti na nim i odeszłam. Teraz chciałam jak najszybciej dojść do domu. Usłyszałam dźwięk telefonu. Popatrzałam na wyświetlacz. Tata? A co on teraz ode mnie chce? Nigdy z nim nic nie wiadomo.
-Słucham..
-Przyjdź na komendę policji. Muszę z Tobą o czymś ważnym porozmawiać.- powiedział do mnie z lekkością rozłączając się. Nie powiedziałam, że przyjdę. Jest podły. Nie powinnam o nim tak mówić, ale często właśnie w taki sposób się zachowuje. Nie wiem co o nim czasami myśleć. Wróciłam się i kroczyłam na komendę jak chciał mój ojciec. Wpadłam na kogoś. Cholera! Ja zawsze muszę na wszystkich wpadać, który już to raz dzisiaj? Przeprosiłam od razu troszkę wkurzona na samą siebie. Muszę się stawić u taty bez względu na wszystko. To jest irytujące! Niech sam się pofatyguje i po mnie przyjedzie jeśli ma jakąś ważną sprawę.
Westchnęłam głośno. Miałam dzisiejszego dnia dość, a było po świętach. Gdybym wiedziała że mam brata , zrobiłabym mu prezent. Ale pewnie by nie przyjął. Taki na pewno jest, bez prezentów, bo tacy nie lubią. Ale wiem jedno, nie chce aby wszystko w moim życiu takie było. Harmider..
Powinnam się zastanowić co zrobię w przyszłości. Myślałam tylko o jednym. Aby zostać lekarzem, kiedyś chciałam być weterynarzem. Chciałabym pracować w szpitalu i ratować życie ludziom. Ale to trochę dziwnie jeśli miewam takie brutalne myśli i sny. Ale teraz już się nie zdarzają. I mam nadzieję że nie powrócą.
Popatrzałam na zewnątrz. Same pustki, chodź myślałam że ktoś przejedzie. Nikt. W ciągu godziny przejechało chyba jeden samochód. Czyżby coś się stało na mieście, że tak mało samochodów przejeżdża? Nie możliwe. Chwyciłam pilota i włączyłam na pierwszy program jaki miałam po ręką. Wiadomości? Nuda.. Ale zawsze można posłuchać co mają do powiedzenia o losach Londynu. Nie słuchałam jakoś, bo było nudno, lecz nagle pokazali teatr operowy w mieście. Wstrzymałam oddech. Louis, pomyślałam. Zaczęłam teraz o nim myśleć. Jak powinnam rozpamiętywać brata.
-Dziękuję Lisa, u nas nie za dobrze. Louis wraz z innymi mają zakładników ponad 50 osób. Wszyscy byli w teatrze na spektaklu. Nie chcą nikogo wpuścić. Mówią o jakieś dziewczynie. Nie proszą nawet o okup. Nikt nie wie co się stanie ze wszystkimi a nawet z przestępcami. Możliwe, że wszyscy zostaną wysadzeni, a także sami wysadzą się w powietrze.-nie zakończył bo wyłączyłam. Zbiegłam szybko na dół. On nie może się wysadzić. Choć jest przestępcą, to niech idzie do więzienia, bo ja nie chce aby coś mu się stało. Wzięłam płaszcz i założyłam buty. Zatrzasnęłam drzwi zamykając na klucz. Byłam jeszcze poobijana ale co z tego?
Biegłam przez miasto. Miałam spory kawałek by się tam dostać. Piętnaście minut drogi, może nawet więcej. Widziałam auta, które stawały na parkingach albo poboczach. Była blokada, nikt nie mógł przejechać. Idioci... Nie powinni tego robić. Oni sami mogli zginąć. Kawałki cegieł czy czegoś innego. Wszyscy muszą zastanowić się co robią. Przepychałam się przez tłum widząc budynek. Był ogromny, tak jakby ze średniowiecza. Chcieli taki budynek, za parę milionów dolarów, teraz zrujnuje się wszystko. Nie mogłam wiedzieć co się stanie z wszystkimi. Nie miałam przychodzić , ale muszę. Tu chodzi o życie innych ludzi. Mknęłam niespostrzeżenie i stanęłam obok taty. Nie zauważył mnie. Ktoś mnie chwycił. Patrzałam na budynek. Louis, co ty wyprawiasz? Na dożywocie trafisz. Dopiero teraz tata mnie zauważył. Bałam się tego wszystkiego, a raczej o wszystkich.
-Co ty tu robisz? Kto cie wpuścił? -pytał. Zadzwonił jego telefon. Nie miał zadowalającej miny gdy spojrzał na wyświetlacz. -Louis..-warknął do słuchawki. Widziałam jego w jednym oknie. Wpatrywał się we mnie a potem w tatę, który nie był przekonany do tej rozmowy.- Po co ci ona? Wy się w ogóle nie znacie!-podał mi telefon. Uchwyciłam i przyłożyłam do ucha. Patrzałam na niego w oknie , a potem zniknął w głębi pomieszczenia.
-Czy nie powiedziałem ci dokładnie? -zapytał z zimnem-Miałaś siedzieć w domu, nie ruszać się. Jesteś nie posłuszna. Wracaj do domu! -wszyscy spojrzeli w górę i na mnie. Nie wiedzieli co się dzieje. Normalnie rozmawiam z przestępcą.
-Jeśli powiem nie?
-To sam ci to bije do głowy.-rozłączył się. Nie wiedziałam jak chciał to niby zrobić.Oddałam telefon tacie, który patrzał na mnie zdziwiony. Nie mogłam uwierzyć , że to powiedział. Uśmiechnęłam się delikatnie. Chciałam zrobić krok do przodu, ale usłyszałam strzał, a maskę samochodu przebiła kula. Tak chce mnie zatrzymać, strzelać do mnie. Mark popchnął mnie do tyłu abym nie podchodziła bliżej. Usłyszałam swoją komórkę. Odebrałam.
-Tak?
-Dobra. Wiem, że się nie cofniesz co? Ojciec na pewno będzie cię wyganiał i nie pozwoli . To przyjdź do mnie. Sobie osobiście porozmawiamy.- rozłączył sie znowu. Tata coś mówił, ale nie słuchałam. Popatrzyłam na okno , gdzie go zauważyłam. Wszędzie byli obstawieni. Nie przepuszczą mnie. Przytuliłam się do taty , ten zdziwiony na mnie spojrzał, a ja szybko go minęłam i biegłam w stronę budynku.
-Rebecca! Nie rób tego!-krzyknął. Odchodziłam, ale nie próbował mnie złapać. Nie chciał by do niego strzelili? Najwidoczniej. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Otworzyłam drzwi. Przede mną stał Louis. Nie zrobił kroku w przód. Jakoś mnie to nie interesowało, ale wiedziałam, że jest jednym z najlepszych z nich wszystkich.
-Dlaczego mnie nie posłuchałaś, co?
-Nie słucham się mężczyzn.-wypowiedziałam ostro.Zrobił krok w moją stronę aż stanął przede mną. W dłoni trzymał broń z tłumikiem, aby nikt nie wiedział że strzela. Choć wcześniej najwidoczniej zdjął. Popatrzałam na jego twarz i oczy. Patrzał na mnie z wyższością. Jak każdy z nich.. Mężczyźni to dziwne istoty.
-Ten krok był twoim złym-mówił-Sama ryzykujesz życie by ze mną porozmawiać. Nie wiem o co chodzi ale jak chcesz to mów. -wypowiedział. Nie było nas widać bo wszystko było przyciemnione. Nie wiedziałam w jakim stopni mam mu to powiedzieć.
-Nie ryzykuje więcej niż ty-powiedziałam w końcu. Patrzał lekko zdziwiony na mnie. Chyba zrozumiał moją aluzję, bałam się o niego i to bardzo. Może i jest przestępcą ale także człowiekiem. Nie wiem w jaki sposób mam się z nim porozumieć, ale jakoś to zrobię. Na pewno..
-Czyżbyś się o mnie martwiła?
-Nawet jeśli, to co z tego?-zapytałam-Jeśli chcesz sie zabić..
-Chwila moment. Kto ci powiedział, że to zrobię ? Nie mam nawet takiego zamiaru. Jak na razie cenię swoje życie i mam jeszcze wiele do zrobienia..-powiedział. Ten reporter się myli, więc co jest jego celem?
-Ale zabijesz ich wszystkich, prawda?
-Tak.-wypowiedział i chwycił mój policzek.Zniżył się.-A teraz idź stąd. Nic ci więcej nie powiem.-Odwrócił mnie i lekko popchnął do przodu.Popatrzałam na niego.- Spotkamy się na pewno jeszcze. Może jeszcze dzisiaj.-puścił mi perskie oczko śmiejąc się i odszedł. Wyszłam z budynku zatrzaskując drzwi , które automatycznie zamknęły się na zamek. Wiedziałam , że jest już blisko swojego celu. Ale nie chciałam słyszeć tego huku. Stanęłam na chwilę przy tacie który na mnie spojrzał. Odeszłam. Zatrzymał mnie za nadgarstek.
-Czy wy się znacie?
-Nie. Nie znamy się w ogóle. Raz się spotkaliśmy i tyle. Nie pytaj mnie o to więcej. Proszę..-wypowiedziałam z lekkością odchodząc.-Nic szczególnego nie powiedział.-odeszłam w końcu. Ludzie patrzeli na mnie dziwnie. Tata nic nie mówił. Gdybym chciała mogłabym mu powiedzieć, ale nie. Nie powiedziałam, i dobrze. Co za dużo to nie zdrowo. Takie jest moje zdanie, ale żaden z nim się nie liczy. Nie wtrącam się w ich sprawy, ale co najgorsze to ludzie ucierpią. Obejrzałam się wpatrując w budynek. Byłam daleko i usłyszałam głośny huk i krzyki ludzi, którzy to widzieli, a także turystów. Choć była pora zimowa, to byli w górach. Na pewno wracali.
Odeszłam w stronę przeciwną, by odpocząć. Nie wiedziałam gdzie się wybrać, ale chyba w wolne miejsce, gdzie nikt mnie nie zauważy. Tak będzie najlepiej dla mnie i dla wszystkich innych. Minęłam Victorie, która szła przejęta przed siebie. Nigdy jej takiej nie widziałam. Nie zaczepiła mnie, tym lepiej dla mnie. Stanęłam przy jubilerze, gdzie dalej była wybita szyba od małej bomby. Tutaj także trochę ucierpiałam. Weszłam znowu do środka starając się tym razem aby nikt mnie nie zauważył. Rozejrzałam się. Nic nie było. Westchnęłam. Odwróciłam się do wyjścia, a w nich stał mężczyzna. Nie wiedziałam co On tutaj robi.
-Zakład to zakład.- wypowiedział Harry jak dobrze zapamiętałam, który stał za nim.
-Zamknij się-warknął na niego. Nie wiem w jaki sposób z stamtąd wyszli. Mało mnie to interesuje. Nie wiem w jaki sposób, ale patrzałam cały czas na niego. Podszedł do mnie, i nieoczekiwanie poczułam jego usta na swoich. Patrzałam zdziwiona. Nie rozumiałam tej chwili. Chciałam go uderzyć, ale jego ręka nawet by mnie nie powstrzymała. Dotknął bioder i przyciągnął bliżej. Moje ciało przylegało do jego. Zamiast uderzyć to delikatnie dotknęłam jego policzka. Nie oddałam pocałunku, ale przymknęłam powieki by się tym rozkoszować. Nie był to mój pierwszy pocałunek, ale on miał takie miękkie usta, które zmusiły mnie do rozkoszowania się całą sytuacją. Nie mogłam zrozumieć o co ta dwójka miała zakład, ale dla mnie słodko. Oderwał się ode mnie i spojrzał w oczy. Zniżył się do ucha i drażnił mnie swoim oddechem.- Masz słodkie usta. Dasz kiedyś jeszcze raz?-oderwał się całkowicie. Odchodził. Na moich policzkach na pewno były rumieńce. Uśmiechnęłam się delikatnie. Wpatrywałam się w Louisa, który wsiadał do samochodu. Popatrzał jeszcze na mnie z lekkim uśmiechem.
Wyszłam z jubilera i szłam przed siebie. Cały czas myślę o tym. On mnie pocałował. Nie, nie mogę o tym myśleć. To mój brat, który nie może myśleć, że wszystko mu wolno. Jest przybranym bratem, bo mnie adoptowali. Niech to szlag, mogłam go uderzyć. Tak by było o wiele lepiej. Nigdy więcej nie będę się tak rozkoszować. Weszłam na plac, gdzie było lodowisko i jeździli ludzie, a także bar z gorącą czekoladą. Podeszłam do baru i kupiłam czekoladę. Szukałam w torebce portfela. Już miałam wyciągać pieniądze ale ktoś obok mnie wyprzedził i podał pieniądze za mnie. Spojrzałam na ową osobę. Nie wiedziałam kto to może być. Miał na głowie kaptur. Odszedł. Nie wiedziałam o co chodzi.
Siedziałam przy lodowisko i patrzałam na ludzi jeżdżących na około. Choć nadal ciekawił mnie ten chłopak, który za mnie zapłacił. Cóż, lepiej nie rozpamiętywać. Odeszłam w stronę centrum. Mijałam ludzi, a także sklepy, które były otwarte. Nigdy nie miałam ochoty na zakupy. Nigdy. Czemu? A kto to wie. Nie moja branża. Nie lubiłam nigdy robić zakupów. Wiem dużo o tym, nawet byłam kiedyś świadkiem kłótni o jedną parę butów. Westchnęłam ciężko patrząc przed siebie. Nie wiem ile minęło, ale obeszłam całe miasto stojąc przed jakimś blokiem. Wpatrywałam się w graffiti na nim i odeszłam. Teraz chciałam jak najszybciej dojść do domu. Usłyszałam dźwięk telefonu. Popatrzałam na wyświetlacz. Tata? A co on teraz ode mnie chce? Nigdy z nim nic nie wiadomo.
-Słucham..
-Przyjdź na komendę policji. Muszę z Tobą o czymś ważnym porozmawiać.- powiedział do mnie z lekkością rozłączając się. Nie powiedziałam, że przyjdę. Jest podły. Nie powinnam o nim tak mówić, ale często właśnie w taki sposób się zachowuje. Nie wiem co o nim czasami myśleć. Wróciłam się i kroczyłam na komendę jak chciał mój ojciec. Wpadłam na kogoś. Cholera! Ja zawsze muszę na wszystkich wpadać, który już to raz dzisiaj? Przeprosiłam od razu troszkę wkurzona na samą siebie. Muszę się stawić u taty bez względu na wszystko. To jest irytujące! Niech sam się pofatyguje i po mnie przyjedzie jeśli ma jakąś ważną sprawę.
czwartek, 13 lutego 2014
Rozdział 5
Siedziałam na swoim miejscu. Nie mogłam być już całkiem szczera z tatą. Nadal nie mogę ich zrozumieć. Znam Louisa od tych paru dni. Tylko jego złą stronę. Zostałam niejednokrotnie skrzywdzona przez jego osobę. Nie mogę z nim i jego bandą rozmawiać. Tata chce abym pomogła mu w "zgładzeniu" mojego starszego brata. Powinnam dobrze to przemyśleć. Cmentarz powinien mi w tym pomóc, ale i tak nie mogę zyskać już tu spokoju. Zawsze mogłam, ale teraz serce coś innego mi podpowiada. Moje serce? Co ono mi mówi? Nie mogę z nim porozmawiać, ale co zrobić? Trzeba czasami zaryzykować. Życie jest pełne ryzyka, i trzeba iść przez nie dalej. Nie poddawać się rzeczą, które stoją na przeszkodzie.
Wstałam i odchodziłam do wyjścia z kościoła. Powinnam iść jeszcze do kawiarni aby załatwić z szefową moje zniknięcie. Wszystko się nie przygotowało od tak. Na pewno wszystko zepsułam. teraz to będę miała tylko gorzej, nic się nie ułoży.
-Rebecca-usłyszałam postarzały głos kobiety. Odwróciłam się i zauważyłam staruszkę. Poznałam ją kiedyś siedząc przy nagrobku moich rodziców. Ona straciła córkę wraz z wnuczką. Jest miłą kobietą i zawsze jak ją spotykałam mogłam jej powiedzieć co się stało. Koło nas przeszedł mężczyzna, którego twarzy nie widziałam. Choć był młody ubierał się jak nigdy dotąd.-Co tu robisz ? Chcesz ze mną porozmawiać?
-Nie, nie dziękuję.
-Na pewno?
-To i tak niczego nie zmieni, moje życie się ponownie wali.-spuściłam głowę.
-Moje dziecko, co się stało? Choć usiądź, porozmawiamy i wszystko będzie dobrze.-poszłam z kobietą do najbliższej ławki. Chodź była stara, ale robiła to co chciała. Nie była zła, i chciała pomagać. A zawsze wspierała na duchu. Byłam otulona płaszczem aby nikt nie widział co się ze mną dzieje. Usiadłam obok staruszki. Przez chwile siedzieliśmy w milczeniu.-Więc mów.
-Czy to jest normalne? Mój ojciec stał się dziwny od jakiegoś czasu. W jego głowie są dziwne rzeczy. Od jakiegoś czasu jego obsesją jest przestępca, a drugą imprezy z kolegami. Taka jest prawda. Zaczyna mi to działać na nerwy. A jeszcze zabrania spotykać się z mężczyznami. To irytujące.
-Czy chodzi ci o Louisa ?- zdziwiłam się, że wie o nim, ale postanowiłam to przemilczeć. Ta kobieta zawsze mnie zaskakuje.
-Tak. Tylko on jest dla niego ważny, nawet na nikogo innego nie patrzy. Tylko: Louis, Louis i Louis. To nie do pomyślenia! Dlaczego w końcu nie pomyśli o rodzinie? Nie żeby nas aż tak bardzo zaniedbywał i ignorował. Mama pracuje cały dzień, i czasem przynosi prace do domu, ale znajduje czas dla nas. A tata czasem ze mną pogada normalnie. Spędza w domu ze mną dużo czasu ale prawie wszystkie rozmowy kręcą się wokół Louisa.-byłam zdenerwowana.
-Posłuchaj, Rebecca.-chwyciła mnie za dłonie.-Nie możesz kierować się swoim ojcem i Louisem. Myśl o sobie, spełniaj swoje marzenia i bądź ambitna i inteligentna. Ich zostaw na boku, a na pewno któryś się tobą zainteresuje.
-Nie chce rozkochać w sobie Louisa.
-Wiem, ale tak będzie najlepiej. Unikaj go jak możesz. Z ojcem spróbuj normalnie porozmawiać. Nikt do ciebie nie będzie miał pretensji. Jak nie będziesz się odzywać do niego przez jakiś czas, też będzie dobrze. Zrozumie, że popełnił błąd. Tylko to zależy od ciebie. Słuchaj własnego serca. Ono ci podpowie co powinnaś zrobić. Serce samo powie o poczynaniach.
-Dziękuję.-przytuliłam ją lekko do siebie.-Będę już szła. Do zobaczenia.-wstałam z ławki. Kroczyłam przez cmentarz do wyjścia. Głowa nadal mnie bolała. Zapięłam dokładnie płaszcz. Przy jednym nagrobku stał ten mężczyzna. Nie widziałam jego twarzy, nawet lepiej. Powinnam się bardziej zastanowić co mam zrobić z tym Louisem. Powiedział, że jeszcze się spotkamy. Lecz nie chcę. Znowu mam cierpieć? Nie! Nie pozwolę na to. Sama muszę się wszystkiemu przeciwstawić. Wyszłam z terenu cmentarza. Powiał silniejszy wiatr, dający ukojenie. Teraz się zastanowić dlaczego tata jest taki nastawiony na mojego przyszywanego brata. W szpitalu powiedział, że nie jest dla niego ważny? Sądzę, że to kłamstwo. Gdyby nie był to nie latał by tak za nim. Tu naprawdę chodzi o coś ważniejszego niż sprzeczka. Trzeba będzie się dowiedzieć o co naprawdę chodziło.
-Co za głupota-kopnęłam delikatnie kamień który leżał na brzegu ugniecionego śniegu. Stanęłam przy jubilerze który nie wyglądał za dobrze. Nikogo w nim nie było. Rozejrzałam się, nikt szczególnie na mnie nie patrzał. Weszłam przez rozbitą szybę. Pod nogami czułam drobinki szkła. Przeszłam dalej, ale nic ciekawego nie zauważyłam. Ukucnęłam wzdychając. Tak bardzo pragnęłam wtedy tu nie być. Wstałam i podeszłam do lady, gdzie znajdowały się małe diamenty. Zastanawiałam się dlaczego nikt ich nie weźmie? Chwyciłam ich garść razem z drobnymi odłamkami szkła. Zacisnęłam dłoń w pięść. Poczułam ból, ale nie zwróciłam na niego uwagi.
-Sakura?- usłyszałam męski baryton. Spojrzałam w tamtą stronę. Był to przyjaciel z pracy mojego ojca. Podszedł bliżej mnie z poważną miną. -Co ty tu robisz? Wiesz, że nie możesz tu przebywać. Idź stąd.-westchnęłam cicho, ale nie odezwałam się. Wsypałam do osobnej kieszonki w torebce to co miałam w ręce. Diamenty ze szkłem oblane krwią. Teraz muszę tylko wytrzeć krew z ręki. Wyszłam znowu przez szybę i szłam przed siebie. Wytarłam rękę chusteczką. Trochę zaschniętego szkarłatu zostało. Gdy przechodziłam przez park usłyszałam brzęczenie komórki. Wyciągnęłam i odebrałam.
-Słucham?
-Cześć-usłyszałam męski głos. Był dziwnie znajomy ale nie mogłam go rozpoznać.-Jak się czujesz?
-Z kim rozmawiam?-zapytałam i stanęłam po środku parku, gdzie o tej porze ludzie nie było. Zaczął delikatnie prószyć śnieg. Założyłam na głowę kaptur z delikatnym puchowym ocieplaczem w środku.
-Nie poznajesz?-zapytał. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Jego niby miałam poznać? Ale z jakich powodów?-Szkoda, a już myślałem, że poznajesz mój głos. Obróć się.-powiedział pewnie.
Rozłączył się, a ja nie wiedziałam czy obrócić się czy nie. Raz kozie śmierć. Zrobiłam to. Przede mną stał mężczyzna w ciemnej kurtce, a na głowie miał z lekkim kożuszkiem. Sylwetkę skądś poznawałam... Uniósł głowę i spojrzał na mnie. Ta twarz? Nie, no co on chce? Mówił, że się wkrótce spotkamy, ale czemu tak wcześnie?
-Czego chcesz?
-Sama dobrze wiesz po co przyszedłem. Potrzebna mi moja kurtka. Tam..
-Wiem co tam było.-zdziwił się trochę moją reakcją.-Dostaniesz ją wieczorem.
-Potrzebuje jej teraz.-podchodził do mnie. Nie ruszyłam się o krok. Stanął przy mnie jakby nigdy nic.Tacie i tak bym nic nie powiedziała, potem bym musiała się z nim użerać jak to nieodpowiedzialnie się zachowuje.
-Niby jak mam ją wziąć? Wywróżyć? Nie idę teraz do domu.-chciałam odejść, ale nie pozwolił. Uchwycił mocno za nadgarstek, który zabolał. Nie wydałam żadnego dźwięku , ale czułam ból. Patrzałam na niego z pewnością w oczach.
-Idziesz, a raczej pójdziesz. Ze mną.
-Co? Nie ma mowy!-wyrwałam rękę z jego objęcia. Popatrzałam na niego, na jego twarzy malował się spokój.-Dobra. Niech ci będzie, ale nie patrz tak na mnie.-chwycił mnie i pociągnął w stronę parkingu. Dlaczego mnie trzymał? Mógł tylko powiedzieć że mam iść za nim. Stanęliśmy przed jednym czarnym samochodem. To chyba kpiny, on ma taki samochód? Popatrzałam na niego z boku, wydawał się spokojny. Otworzył przede mną drzwi. Wsiadłam.
-Mówiłem, że ją zmusi.-zaśmiał się z tyłu jeden głos. Nie przestraszyłam się. Zapięłam pas. Wolałam z nimi nie ryzykować. Do samochodu wsiadł Louis przy okazji strzepując śnieg z butów. Zamknął drzwi. Wszystkie szyby były przyciemnione.
-Ta..Mówiłeś, ale sądzę że sama poszła.-westchnęłam cicho. Bolał mnie jeszcze kark, więc zaczęłam go sobie masować nie mając nic innego do roboty. Samochód ruszył wolno, rozpędzając się na drodze. Na nic nie patrzał. Z przodu z przeciwnej strony stał dobrze mi znany samochód przy jubilerze. Świetnie.. Oby mnie nie wyśledzili, że tam byłam. Milczałam, w głębi serca prosiłam żeby żaden się nie odzywał. Patrzałam na ludzi, których mijaliśmy. Byłam przekonana, że mogę spokojnie żyć, ale pojawiła się nowa przeszkoda. Mój starszy przybrany brat. Zatrzymał się na przeciwko domu. Wyszła zażenowana z samochodu. Widziałam jak Louis wychodzi z samochodu.
-Ty gdzie?-spytałam.
-Idę z tobą.
-Nie ma mowy. Wsiadaj z powrotem. Chciałam go wepchnąć, ale nie mogłam. Trzymał moje nadgarstki, aż drgnęłam. Uniosłam głowę patrząc pewnie w jego oczy. Były znowu zimne i nie czujące. Odchodziłam do drzwi wejściowych. Modliłam się aby w domu nikogo nie było. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Nikogo jednak nie było. Klucze położyłam na szafce i rozebrałam szybko buty i odwiesiłam płaszcz. Przy okazji zajrzałam do kuchni biorąc kartkę która leżała na blacie stołu. Przeczytałam.
Wstałam i odchodziłam do wyjścia z kościoła. Powinnam iść jeszcze do kawiarni aby załatwić z szefową moje zniknięcie. Wszystko się nie przygotowało od tak. Na pewno wszystko zepsułam. teraz to będę miała tylko gorzej, nic się nie ułoży.
-Rebecca-usłyszałam postarzały głos kobiety. Odwróciłam się i zauważyłam staruszkę. Poznałam ją kiedyś siedząc przy nagrobku moich rodziców. Ona straciła córkę wraz z wnuczką. Jest miłą kobietą i zawsze jak ją spotykałam mogłam jej powiedzieć co się stało. Koło nas przeszedł mężczyzna, którego twarzy nie widziałam. Choć był młody ubierał się jak nigdy dotąd.-Co tu robisz ? Chcesz ze mną porozmawiać?
-Nie, nie dziękuję.
-Na pewno?
-To i tak niczego nie zmieni, moje życie się ponownie wali.-spuściłam głowę.
-Moje dziecko, co się stało? Choć usiądź, porozmawiamy i wszystko będzie dobrze.-poszłam z kobietą do najbliższej ławki. Chodź była stara, ale robiła to co chciała. Nie była zła, i chciała pomagać. A zawsze wspierała na duchu. Byłam otulona płaszczem aby nikt nie widział co się ze mną dzieje. Usiadłam obok staruszki. Przez chwile siedzieliśmy w milczeniu.-Więc mów.
-Czy to jest normalne? Mój ojciec stał się dziwny od jakiegoś czasu. W jego głowie są dziwne rzeczy. Od jakiegoś czasu jego obsesją jest przestępca, a drugą imprezy z kolegami. Taka jest prawda. Zaczyna mi to działać na nerwy. A jeszcze zabrania spotykać się z mężczyznami. To irytujące.
-Czy chodzi ci o Louisa ?- zdziwiłam się, że wie o nim, ale postanowiłam to przemilczeć. Ta kobieta zawsze mnie zaskakuje.
-Tak. Tylko on jest dla niego ważny, nawet na nikogo innego nie patrzy. Tylko: Louis, Louis i Louis. To nie do pomyślenia! Dlaczego w końcu nie pomyśli o rodzinie? Nie żeby nas aż tak bardzo zaniedbywał i ignorował. Mama pracuje cały dzień, i czasem przynosi prace do domu, ale znajduje czas dla nas. A tata czasem ze mną pogada normalnie. Spędza w domu ze mną dużo czasu ale prawie wszystkie rozmowy kręcą się wokół Louisa.-byłam zdenerwowana.
-Posłuchaj, Rebecca.-chwyciła mnie za dłonie.-Nie możesz kierować się swoim ojcem i Louisem. Myśl o sobie, spełniaj swoje marzenia i bądź ambitna i inteligentna. Ich zostaw na boku, a na pewno któryś się tobą zainteresuje.
-Nie chce rozkochać w sobie Louisa.
-Wiem, ale tak będzie najlepiej. Unikaj go jak możesz. Z ojcem spróbuj normalnie porozmawiać. Nikt do ciebie nie będzie miał pretensji. Jak nie będziesz się odzywać do niego przez jakiś czas, też będzie dobrze. Zrozumie, że popełnił błąd. Tylko to zależy od ciebie. Słuchaj własnego serca. Ono ci podpowie co powinnaś zrobić. Serce samo powie o poczynaniach.
-Dziękuję.-przytuliłam ją lekko do siebie.-Będę już szła. Do zobaczenia.-wstałam z ławki. Kroczyłam przez cmentarz do wyjścia. Głowa nadal mnie bolała. Zapięłam dokładnie płaszcz. Przy jednym nagrobku stał ten mężczyzna. Nie widziałam jego twarzy, nawet lepiej. Powinnam się bardziej zastanowić co mam zrobić z tym Louisem. Powiedział, że jeszcze się spotkamy. Lecz nie chcę. Znowu mam cierpieć? Nie! Nie pozwolę na to. Sama muszę się wszystkiemu przeciwstawić. Wyszłam z terenu cmentarza. Powiał silniejszy wiatr, dający ukojenie. Teraz się zastanowić dlaczego tata jest taki nastawiony na mojego przyszywanego brata. W szpitalu powiedział, że nie jest dla niego ważny? Sądzę, że to kłamstwo. Gdyby nie był to nie latał by tak za nim. Tu naprawdę chodzi o coś ważniejszego niż sprzeczka. Trzeba będzie się dowiedzieć o co naprawdę chodziło.
-Co za głupota-kopnęłam delikatnie kamień który leżał na brzegu ugniecionego śniegu. Stanęłam przy jubilerze który nie wyglądał za dobrze. Nikogo w nim nie było. Rozejrzałam się, nikt szczególnie na mnie nie patrzał. Weszłam przez rozbitą szybę. Pod nogami czułam drobinki szkła. Przeszłam dalej, ale nic ciekawego nie zauważyłam. Ukucnęłam wzdychając. Tak bardzo pragnęłam wtedy tu nie być. Wstałam i podeszłam do lady, gdzie znajdowały się małe diamenty. Zastanawiałam się dlaczego nikt ich nie weźmie? Chwyciłam ich garść razem z drobnymi odłamkami szkła. Zacisnęłam dłoń w pięść. Poczułam ból, ale nie zwróciłam na niego uwagi.
-Sakura?- usłyszałam męski baryton. Spojrzałam w tamtą stronę. Był to przyjaciel z pracy mojego ojca. Podszedł bliżej mnie z poważną miną. -Co ty tu robisz? Wiesz, że nie możesz tu przebywać. Idź stąd.-westchnęłam cicho, ale nie odezwałam się. Wsypałam do osobnej kieszonki w torebce to co miałam w ręce. Diamenty ze szkłem oblane krwią. Teraz muszę tylko wytrzeć krew z ręki. Wyszłam znowu przez szybę i szłam przed siebie. Wytarłam rękę chusteczką. Trochę zaschniętego szkarłatu zostało. Gdy przechodziłam przez park usłyszałam brzęczenie komórki. Wyciągnęłam i odebrałam.
-Słucham?
-Cześć-usłyszałam męski głos. Był dziwnie znajomy ale nie mogłam go rozpoznać.-Jak się czujesz?
-Z kim rozmawiam?-zapytałam i stanęłam po środku parku, gdzie o tej porze ludzie nie było. Zaczął delikatnie prószyć śnieg. Założyłam na głowę kaptur z delikatnym puchowym ocieplaczem w środku.
-Nie poznajesz?-zapytał. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Jego niby miałam poznać? Ale z jakich powodów?-Szkoda, a już myślałem, że poznajesz mój głos. Obróć się.-powiedział pewnie.
Rozłączył się, a ja nie wiedziałam czy obrócić się czy nie. Raz kozie śmierć. Zrobiłam to. Przede mną stał mężczyzna w ciemnej kurtce, a na głowie miał z lekkim kożuszkiem. Sylwetkę skądś poznawałam... Uniósł głowę i spojrzał na mnie. Ta twarz? Nie, no co on chce? Mówił, że się wkrótce spotkamy, ale czemu tak wcześnie?
-Czego chcesz?
-Sama dobrze wiesz po co przyszedłem. Potrzebna mi moja kurtka. Tam..
-Wiem co tam było.-zdziwił się trochę moją reakcją.-Dostaniesz ją wieczorem.
-Potrzebuje jej teraz.-podchodził do mnie. Nie ruszyłam się o krok. Stanął przy mnie jakby nigdy nic.Tacie i tak bym nic nie powiedziała, potem bym musiała się z nim użerać jak to nieodpowiedzialnie się zachowuje.
-Niby jak mam ją wziąć? Wywróżyć? Nie idę teraz do domu.-chciałam odejść, ale nie pozwolił. Uchwycił mocno za nadgarstek, który zabolał. Nie wydałam żadnego dźwięku , ale czułam ból. Patrzałam na niego z pewnością w oczach.
-Idziesz, a raczej pójdziesz. Ze mną.
-Co? Nie ma mowy!-wyrwałam rękę z jego objęcia. Popatrzałam na niego, na jego twarzy malował się spokój.-Dobra. Niech ci będzie, ale nie patrz tak na mnie.-chwycił mnie i pociągnął w stronę parkingu. Dlaczego mnie trzymał? Mógł tylko powiedzieć że mam iść za nim. Stanęliśmy przed jednym czarnym samochodem. To chyba kpiny, on ma taki samochód? Popatrzałam na niego z boku, wydawał się spokojny. Otworzył przede mną drzwi. Wsiadłam.
-Mówiłem, że ją zmusi.-zaśmiał się z tyłu jeden głos. Nie przestraszyłam się. Zapięłam pas. Wolałam z nimi nie ryzykować. Do samochodu wsiadł Louis przy okazji strzepując śnieg z butów. Zamknął drzwi. Wszystkie szyby były przyciemnione.
-Ta..Mówiłeś, ale sądzę że sama poszła.-westchnęłam cicho. Bolał mnie jeszcze kark, więc zaczęłam go sobie masować nie mając nic innego do roboty. Samochód ruszył wolno, rozpędzając się na drodze. Na nic nie patrzał. Z przodu z przeciwnej strony stał dobrze mi znany samochód przy jubilerze. Świetnie.. Oby mnie nie wyśledzili, że tam byłam. Milczałam, w głębi serca prosiłam żeby żaden się nie odzywał. Patrzałam na ludzi, których mijaliśmy. Byłam przekonana, że mogę spokojnie żyć, ale pojawiła się nowa przeszkoda. Mój starszy przybrany brat. Zatrzymał się na przeciwko domu. Wyszła zażenowana z samochodu. Widziałam jak Louis wychodzi z samochodu.
-Ty gdzie?-spytałam.
-Idę z tobą.
-Nie ma mowy. Wsiadaj z powrotem. Chciałam go wepchnąć, ale nie mogłam. Trzymał moje nadgarstki, aż drgnęłam. Uniosłam głowę patrząc pewnie w jego oczy. Były znowu zimne i nie czujące. Odchodziłam do drzwi wejściowych. Modliłam się aby w domu nikogo nie było. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Nikogo jednak nie było. Klucze położyłam na szafce i rozebrałam szybko buty i odwiesiłam płaszcz. Przy okazji zajrzałam do kuchni biorąc kartkę która leżała na blacie stołu. Przeczytałam.
Rebecca
Nie będzie mnie dzisiaj w domu. Dbaj o siebie, i pamiętaj dzwoń w razie gdyby coś się działo.
Tata
Zgniotłam i wyrzuciłam do kosza. Wolałabym aby nikt tego nie widział. Weszłam szybko po schodach do góry. Szedł za mną wolno, nic nie mówiąc. Pokój był taki jak zawsze. Zapaliłam światło. Chwyciłam kurtkę i podałam mu ją szybko. Rozglądał się po pomieszczeniu chwytając swoją własność.
-Czemu nic nie zmieniłaś?
-Tak mi odpowiada.
Zacisnęłam dłonie w pięść.
-Nie znasz mnie, więc nie mów mi o słodkich kolorach. Ty może masz maskę obojętności, ale ja nie mogę. Wole być już słodką idiotką. Idź już.-odwróciłam się do niego plecami. Nie chciałam go znać w ogóle. Cóż mogłam zrobić. Dwa razy mnie zdołował, jeśli dziś będzie trzeci to mogę sobie pomarzyć, aby tata mi ponownie zaufał. Kurtka wylądowała na bordowym fotelu. Dotknął moich przedramion. Nawet nie drgnęłam ale przymknęłam powieki, i czekałam aż zrobi to co chciał.
-Boisz się?
-Co? Nie..Tylko czekam abyś uderzył. Zrobiłeś to już dwa razy więc, może teraz też chcesz.-zaśmiał się i mnie puścił. Obróciłam się do niego przodem i moje spojrzenie zmieniło się na bezuczuciowe. Podobne do jego. Dotknął delikatnie mojego policzka.
-Ty naprawdę udajesz słodką idiotkę.-strzepnęłam jego dłoń.
-A co mam zrobić? Muszę. Tata nie lubi jak jestem zła albo mam taki wyraz twarzy. Nawet mnie z tego punktu widzenia nie zna. -odchodziłam od biurka, lecz złapał mnie za nadgarstek.
-Być sobą.-powiedział swoim złym głosem.
-Łatwo ci mówić. Nie będę robiła tego co ty robiłeś. A teraz idź. Masz kurtkę, coś jeszcze potrzebujesz?
-Tak-podeszłam do biurka.-Spokojnej nocy. -westchnął cicho. Spojrzałam na niego przez ramię. Patrzał delikatnie na mnie. Otworzyłam pozytywkę i chwyciłam zeszyt który tam trzymałam. Raczej pamiętnik. Rzuciłam w jego stronę.
-To należy do ciebie.-złapał. Spojrzał na to. W jego oczach widziałam jakby radość. Cóż, dostał skrawek swoich wspomnień. Spojrzał na mnie.-Nie czytałam. Nie robię tego, jeśli do kogoś należy.
-Gdybyś to zrobiła, wiedziała byś dlaczego jestem inny.
-Nie jesteś inny. Tylko wybrałeś własną drogę. Dlaczego masz się wyróżniać od ludzi? Też masz uczucia, ale chowasz je głęboko. Nie chcesz aby ktokolwiek o nich wiedział. To takie proste.- westchnęłam i usiadłam na parapecie. Wpatrywałam się w samochody przejeżdżające obok domu. Jeden zjechał na podjazd. Był to samochód taty. Cholera. Miało go nie być Wysiadł z samochodu. Wstałam szybko.
-Rebecca jesteś w domu ?!- usłyszałam jego głośny baryton. Chwyciłam Louisa za dłoń i wepchnęłam do dużej szafy podając mu kurtkę.
-Siedź tu i się nie odzywaj.-zamknęłam drzwi. Patrzał na mnie ale nie odezwał się ani słowem. W tym momencie do pomieszczenia wszedł tata. Uśmiechnęłam się do niego. Musiałam go jakoś oszukać.
-Tato..Mówiłeś, że nie będziesz w domu.
-Nie będę. Przyjechałem tu tylko po broń , zostawiłem u siebie. Musze jechać do teatru. Dostaliśmy cynk, że tam się wszystko rozegra. Dzisiaj w nocy.
-Rozumiem- posłałam mu serdeczny uśmiech.-Myślę, że go złapiesz. Powodzenia.-pomachałam mu i odszedł. Westchnęłam ciężko. Nie otwierałam szafę, gdyż wiedziałam, że musi jeszcze tam posiedzieć aż tata nie odjedzie.
-Trzymaj się Becky ! Wrócę jutro !-krzyknął głośno. Podeszłam do okna i widziałam jak odjeżdża. Jednak Louis dał mu cynk. Usłyszałam skrzypienie drzwi od szafy. Czułam na sobie jego spojrzenie. Nie przestawał się wpatrywać.
-Przestań na mnie tak patrzeć.- powiedziałam do niego ale się nie odwróciłam. Jego oddech poczułam na karku, usłyszałam zgrzyt. Przymknęłam powieki, myślałam, że chce ponownie mnie uderzyć w kark. Poczułam coś zimnego na dekolcie.
-Nie powinienem.-powiedział do mnie. Spojrzałam na dekolt. Był tam naszyjnik od biologicznych rodziców, ten który ukradł mi Louis, a teraz mi go oddaje. Odwróciłam się do niego przodem. Wpatrywał się we mnie.- Nie idź dzisiaj w ogóle do teatru.
-Co?
-Po prostu nie idź.-odchodził.
-I tobie niby na tym zależy?-zatrzymał się i na mnie spojrzał. Jego spojrzenie ponownie było zimne i nie czujące. Normalnie jak góra lodu. Ale wiem, że potrafi być inny.
-Powinno mi nie zależeć, ale zależy gdyż jesteś moją siostrą. Przybraną, ale jednak jesteś. I nie mam ochoty patrzeć na twoją śmierć. Inni mnie nie obchodzą. Mam ich gdzieś. A rodzina jest najważniejsza.-wyszedł i zamknął delikatnie drzwi. Usiadłam na parapecie patrząc jak odchodzi. Westchnęłam. Mój pierwszy brat. Dlaczego? Przecież mógł nie oddawać, nie robić niczego. Teraz zostałam sama, nawet lepiej. Mogłam nad wszystkim pomyśleć. Starszy brat nie chce aby stałą mi się krzywda. Dziwne..Usłyszałam dzwonek telefonu. Nieznany numer? Odebrałam.
-Słucham?
-Dzień dobry. Czy mam przyjemność z Rebeccą Anderson?
-Tak.
-Mówi dyrektor szkoły tańca. Wygrała pani u nas konkurs taneczny. Czy zrobiłaby pani nam ten zaszczyt i w środę przyszła wręczyć nagrodę kolejnej parze?
-Z miłą chęcią.
-W restauracji Patio będą występy. Na godzinę dziewiętnastą proszę przyjść. Będziemy na panią czekać.
-Dobrze. Dziękuję.-rozłączył się. Zdziwiło mnie to, ale faktycznie, poprzedni mistrz wręcza nagrodę następnym. Podobało mi się takie coś. Tylko, żeby nic się nie wydarzyło podczas tego tańca. To jest bardzo cenne, więc za taki głupi puchar można parę tysięcy dostać , a może nawet milionów. Nie nie będzie wiedział dlaczego, ale tak jest. Jest wyrabiane ze szczerego złota. Wyszłam z pokoju. Musiałam się gdzieś przejść. Inaczej znowu będę cała zestresowana.
czwartek, 16 stycznia 2014
Przepraszam!
Przepraszam ! Bardzo długo nie pisałam wiem o tym. Mam napisane kawałek rozdziału ale po prostu nie potrafię go dokończyć. Po prostu nie mam pomysłu. Nie wiem kiedy coś dodam. Może przez ferie uda mi się coś napisać i dodam. Ale bloga NIE opuszczę. Obiecałam sobie że tego bloga poprowadzę do końca. Po prostu teraz mam chwilowy brak weny. Pozdrawiam :)
Do zobaczenia ;)
Do zobaczenia ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)